amyszka pisze:Jakie Kituś miał problemy?
Kituś kiedyś był kotem wychodzącym i miał wypadek. Nie wiem, co się stało, ale znalazłam go w piwnicy domu leżacego w starej skrzyni i wyglądał, jakby miał zamiar wybrać się na tamten świat. Pół roku się kurował, nie mógł chodzić, leżał tylko, do kuwety go wsadzaliśmy (umiał powiedzieć, że chce) i dostawał jedzonko pod nos.
Kilka lat było ok (w międzyczasie potrafił wyskoczyć z 1go piętra u moich rodziców i przejść całe miasto podczas słynnej eskapady, bez uszczerbku na zdrowiu).
Nagle zaczęły się problemy kuwetowe, aż w końcu w zeszłym roku jakoś w lecie zatkał się na dobre.
Wtedy trafiliśmy do kliniki w Bielsku, gdzie zrobiono rentgena i okazało się, że kot jest jakby zaczopowany.
Prawdopodobnie po tamtym dawnym wypadku źle się zrosła miednica i coraz bardziej zamykało się coś takiego jak "światło jelita" (???) Oczywiście nie miałam pojęcia, że Kituś mógł mieć kiedyś złamaną miednicę, bo po tamtym wypadku wet żadnego rtg nie zlecił.
Kota w Bielsku rozcięto.
Bardzo cierpiał, przesunęliśmy przez niego wyjazd wakacyjny, no działo się.
W tym roku zatkał się wczesną wiosną. Rozcięto go i oczyszczono. Potem chirurg zrobił mu coś takiego w miednicy dziwnego - założył taką płytkę, która miała pomagać, żeby jelito miało miejsce.
Kot zatkał się ponownie w środku wiosny. Rozcięto go i oczyszczono.
Kot szczęśliwy, bo kocha wetów z lecznicy bielskiej, dobrze mu służy pobyt tam w szpitaliku i nie chce wracać do domu.
Potem chirurg wycina mu kawałej miednicy i robi mu tzw mięśniostaw.
Kot zostaje bohaterem lecznicy i prosi o mozliwość pobytu stalego w klatce lecznicowej.
Siłą zostaje zabrany do domu przez kochającą go dużą, czyli mnie.
Kituś kuśtyka, dramatyzuje, cierpi, ale w końcu znowu zaczyna spać u mego boku.
Taka jest historia pupy mojego Kitusia.
Może to i brzmi jak brzmi, ale kilkakrotnie interwencja wetów po prostu uratowała mu życie.
Co dziwne, on każdą kolejną operację znosił lepiej. Spodziewaliśmy się, że po ostatniej odbierzemy jakiegoś nosferatu, a on w świetnej formie, tylko mocno ogolony i poszyty zielonymi nićmi. Kastrację zniósł koszmarnie, ale operacje spoko.
Przed tą ostatnią operacją musiał być na diecie bezresztkowej i dostawał takie waniliowe świństwo, nie mógł jeść normalnej kociej karmy w ogóle. To dopiero była obraza! A jak wtedy schudł!
A jak teraz się zatka, to jest jeszcze jedna szansa... Ale wolę o tym nie pisać.
Taka jest historia pupy mojego Kitusia.
Przepraszam za przydługiego posta.