» Pt lis 23, 2007 9:45
Niestety nie udało się uratować Kacperka. Maluszek umarł wczoraj około 17.00. Jak się dzisiaj dowiedziałam miał wielki ropień w klatce piersiowej w okolicy płuc i serca. Ropień pękł i maluszek zginął.
18 listopada na panleukopenię umarł Tygrysek najprawdopodobniej tata Kacperka (mały był do niego bardzo podobny), a wczoraj odszedł Kacperek. Maluszek męczył się ponad trzy tygodnie. Wymiotował prawie po każdym jedzeniu. Jak go wczoraj zawoziłam do lecznicy był taki słabiutki. Leżał w transporterze taki cichutki i smutny. A jeszcze dwa dni wcześniej wieczorem najadł sie i mimo, że mączyła go straszna czkawka leżał u mnie na kolanach i słodko mruczał. Tej nocy spał ze mną wtulony z łebkiem an moim ramieniu. Był taki spokojny i widać było, że jest mu dobrze. Mimo, że był u mnie bardzo krutko to bardzo go pokochałam, i od wczoraj ryczę jak bóbr.
Kiedyś jak czytałam posty o innych kotach, które umarły myślałam - dobrze, że jusz się nie męczy. Dopiero teraz wiem co to znaczy stracić przyjaciela, w którego oczach widać bezgraniczne zaufanie i nadzieję, że bedzie dobrze i ne będzie nic bolało. Jeszcze ostatniego dnia widziałam w iego oczkach nadzieję.
Śpijcie spokojnie Tygrysku i Kacpereczku. Oby za Tęczowym Mostem było wam lepiej.