Niedziela, wieczór błogiego lenistwa. Siedzimy sobie z TŻtem wygodnie w fotelach i oglądamy film za filmem. Cudowny nastrój, lecz koty niestety go nie wyczuwają, nie doceniają i nie szanują

. W każdym razie jeden kot

.
Naburmuszony Kitek defiluje nam przed nosami w całej obfitości gęstego, nastroszonego futerka raz i drugi, po czym nieoczekiwanie spręża się do skoku i zatapia kiełki w TŻtowej łydce

, po czym ulatnia się jak sen jaki złoty

.
TŻ wyrwany z błogostanu rzuca się szczupakiem za firankę, wyłania się za chwilę z rozzłoszczoną złotą chmurą w rękach, obala na podłogę i soldnie mierzwi kocią fryzurę
Rzeczywistość wraca na krótką, słodką chwilę do czasu sprzed minut paru. Oburzony kocur poleruje futerko, po czym na sztywno i z godnością wyprostowanych łapkach defiluje przez pokój i z wdziękiem leniwej pantery wskakuje na komódkę tuż za fotelem TŻta. Jeszcze chwila minęła w spokoju, po czym Kit od niechcenia palnął TŻta w ucho
- O żesz ty! - krzyknął zdradziecko napadnięty TŻ, zerwał się ze swego siedziska i chwilę łapał złośnika. Sytuacja mierzwienia powtórzyła się da capo al fine. Kit futerko wygładził, wymuskał, z wdziękiem przewędrował przez pokój, nie zwracając na siebie uwagi (wkażdym razie TŻtowej

)powrócił na komódkę, przybrał pozę surykatki na czatach

i byłyskawicznym ruchem palnął TŻta w głowę obiema przednimi łapkami

I zwiał.
Zastygły w bezruchu za firanką, szóstym zmysłem śledził poczynania TŻ, który jakoś dziwnie

nie mógł kotecka znaleźć

Dopiero rudy koniuszek ogona, który niesfornie wystawał zza firanki, zdradził figlarza
Czując, że tym razem to już nie przelewki Kit błyskawicznie ewakuował się w ramiona przybranej mamusi

, która złego koteczka obroniła przed karzącą dłonią
Poniedziałkowy poranek. TŻ otwiera zaspane oczęta, przyobleka je w okulary, a jego wzrok pada na czujnie polerującego futro Kitunia. Twarz mojego mężczyzny rozjaśnia uśmiech. Wiedźmiński. Paskudny znaczy się jak cholera
- Ruuuudyyy - zwraca się do kota słodko - Pani idzie na 8 godzin do pracy. Będziemy
SAMI . Cieszysz się?
Po powrocie zastałam kota w dobrej kondycji

Lecz dziwnie ugrzecznionego
P.S. Widząc zdjęcie Kitka moja szefowa zawyrokowała: z oczu mu patrzy, że spryciul i łobuz
