No wiec tak - bawie sie z kurduplem wedka, maly szaleje. Wchodzi Kropek. Siada i paczy. Uszy postawione, oczy okragle, mowa ciala wyluzowana, kot rozluzniony. Tak z niecale 2 metry od kurdupla. W pewnym momencie kurdupla zarzucilo na zakrecie i polecial w strone Kropka. A ten sie poderwal, z takim smiesznym pomruczkiem, ustawil bokiem i wyraznie czekal az maly zacznie go gonic. Ale kurdupel zaaferowany wedka nawet tego nie zauwazyl i zawrocil. Kropek z mina "to sie w dupe pocaluj" wyszedl spokojnie z pokoju, ostentacyjnie go ignornujac.
Coz, mam wrazenie ze za 2-3 dni to by sie juz ganiali az milo.
Ale przeprowadzka juz jutro, sasiadka sie nie moze doczekac do soboty.

Juz kotek ma tam kuwete i dwa koszyki i poduszke i kocyki i Bog wie co jeszcze.
A kotek ciagle nie wie czy jest domowy, czy nie. Tu sie bawi, a potem nagle zwiewa pod szafe, a odlowiony prycha i sie miota (przez chwilke, a potem mruczy). Swoja droga, zakroplilem mu oczy, czego nie cierpi, a za chwilke mialem podac antybiotyk. No to pomyslalem, ze go zamkne w transporterku na te piec minut. Wlozylem kota do srodka, wyjalem reke, a druga chcialem zamknac klape... ale kota juz tam nie bylo. Gnojek w pol sekundy wyprysl na zewnatrz i schowal sie pod kanape.
No ale nic, roztarlem lekarstwo z karma, nabralem na palec podsunalem w jego strone. Niamnianaimiam... malo mi palca nie odgryzl, tak wpierniczyl.