Nie byliśmy wystarczająco czujni i koty po lekcji z myszą się nam rozlazły. Żeby wracać do domu trzeba je było wygwizdać.
Wygwizdywanie kotów to proces złożony - każdy gwiżdże na swoje koty inaczej. Rysia i Szprotka reagują na sposób gwizdania mojej córki, a Kotek na gwizd Siwego. Próbuję gwizdać jak Siwy, ale nie umiem tak fałszować, więc Siwy ma większą skuteczność.
Gwiżdże się na trzy strony świata - ku Bartkowi, ku rzece i ku Wojtkowi. A potem czeka.
Po chwili odzywa się koci alarm - histeryk z Urzędu Skarbowego zaczyna szybko i nerwowo drzeć się PIT! PIT1 PIT! PIT! a darcie jego przybliża się wraz ze zbliżającym kotem. Jeśli kot jest za Wojtkiem, u Marka, to na granicy działek następuje przekazanie drugiemu, a czasem i trzeciemu ptakowi, które prowadzą go dalej. Czasem trwa to dłużej, bo kot musi przemyśleć coś, wypchać się trawą, przysiąść - ale w końcu odzywa się dzwoneczek przy obróżce i wygwizdywany galopem wpada do domu.
Tym razem ptaki zawiodły, koty były aż trzy i ptaki plątały się w zeznaniach.
Pierwszy znalazł się Kotek, przycupnął w ciemnym kącie pod domkiem Wojtka i czekał, żeby go zanieść do samochodu, bo się już wystarczająco naspacerował.
Rysi i Szprotki nie było, więc zaproponowałam, że my na nie poczekamy a dzieci pojadą położyć A-ti? spać. Ale kiedy szłam ostatni raz wygwizdać kocice ku rzece, obie wpadły do domu.
I tu Miki popełnił błąd - powinien od razu wsadzić Rysię do grilla. A on zrobił to ze Szprotką i Rysia od razu zorientowała się, że zaraz będzie uwięziona i schowała się w najniedostępniejsze miejsce. Słuchałyśmy akcji łapania Rysi na zewnątrz i było to bardzo śmieszne. Dwu dużych facetów robiło w domu rumor żeby złapać pięć kilo wkurzonej kocicy. Bo namierzyć Rysię można, ale złapać już niekoniecznie.
Idą w ruch zęby i pazury i tylko masochista i samobójca próbowałby ja łapać gołymi rękami. Trzeba podstawić grill i spowodować, że kocica do niego wejdzie.
A tam, zaraz wejdzie

Rysia zabunkrowała się za kominem na strychu i nawet kijkiem od miotły nie dała się zza tego komina wypchnąć.
Mała dygresja dla uspokojenia - grill to wiklinowa budka z metalowym zamknięciem do złudzenia przypominajacym ruszt grilla. Stąd teksty
"gdzie Kotek? A, chyba w grillu" są u nas na porządku dziennym.
Wracając do Rysi - udało mi się przekonać dzieci, żeby zostawiły nam pojmanie Rysi i wróciły do domu. Próbowałam ja wywabić chrupkami, ale sprytnie zgraniała je łapą i zjadała w ukryciu. W chwili depseracji Siwy znów próbował ją wypchnąć miotłą, co o mało nie doprowadziło do rozwodu.
W końcu siedliśmy na dole i czekaliśmy, co kocica zrobi. Pół godziny czekaliśmy, aż ukazała się na schodach. Ale nie łapałam jej jeszcze. Dostała chrupka i czekaliśmy dalej. A potem przypomniałam sobie, że wieczorem, kiedy koty są w domu a my na zewnątrz, obie próbują wyjść. Więc wyszliśmy, obeszliśmy domek wokoło głośno rozmawiając, otworzyłam drzwi, a w drzwiach siedziała grzecznie Rysia, która dała się wziąć na ręce i grzecznie weszła do grilla.