» Sob kwi 20, 2013 11:52
Re: Sami i ja. Sami już całkiem oswojona.
Dziś dotarłyśmy wreszcie z Sami do weta. Było to dla nas obu przeżycie nieco traumatyczne, którego wolałybyśmy za szybko nie powtarzać. Kicia nie lubi transporterka. Bardzo nie lubi.
W domu Arian kolejny raz udało się dokonać oszustwa i zwabić kicię kitiketem. Straszna zdrada. Ciężar tej zdrady Arian bardzo odczuwała, niosąc przeraźliwie płaczącą kicię do lecznicy i zastanawiając się, kto z przechodniów, widząc tak okrutne znęcanie się nad zwierzakiem, wezwie odpowiednie służby.
Dostałyśmy pastę na robaki - na wszelki wypadek, bo kicia nadal chudziutka, dostałyśmy środek na pchły, który będzie trzeba zaaplikować za kilka dni, na szczęście nie do paszczy, tylko między łopatki, wyczyściłyśmy uszy, osłuchaliśmy - serce jak dzwon, powiedział lekarz, zapłaciłyśmy (bolało trochę, tym bardziej, że przed samą wypłatą...), a potem...
...nadszedł ten dramatyczny moment, kiedy kicię trzeba było znowu umieścić w transporterku. Dowiedziałam się, że Sami umie warczeć. Ale nawet wtedy mnie nie pogryzła, kochany aniołek. Mam takie złe przeczucie, że następnym razem będę zamawiać wizytę domową, bo numer z kitiketem może nie przejść, a wpychaliśmy kicię do transporterka, razem z wetem, bite dziesięć minut. Arian samotnie może takiemu zadaniu nie podołać...
Poza tym, dla wszystkich zainteresowanych - w tkmaxxie są pojemniki na karmę, w rozmaitych wielkościach, w tym również całkiem duże i nie kosztują one miliarda, w przeciwieństwie do różnych pojemników, które Arian oglądała w necie.