Zaszczepiliśmy się i umówiliśmy na kastrację. Kot u weta jest jak zmumifikowany - sztywny i nieruszający się, a nuż uznają, że nie żyje i dadzą spokój?
Wszyscy weci mówią, że "o jej, jaki grzeczny", a on jest po prostu śmiertelnie przerażony. Po wizytach obowiązkowo z podkulonym ogonem chowa się za zlewem i wychodzi dopiero po dłuższym czasie - za to od razu ma atak namolności, całuski, przytulanki, obejmowanie łapami, mruczenie, barankowanie, wykładanie brzucha...
A tak to wygląda przy śniadaniu - ja siedzę zaraz obok.
O, jesteś? A pogłaszczesz?
Patrz, jak Ci dupkę nadstawiłem...
Po łepku też jest spoko!
Znajdź kota na zdjęciu

A tak śpi obok mnie zawsze. I mruczy, ugniata, chwyta mnie z rękę i przyciąga do siebie...
