Katja właśnie wdrapała mi się na ramię i wyłożyła na karku. Niezbyt to wygodne, muszę się starać, żeby nie zrzucić
koteczka, za to z jej ukontentowanego mruczenia wnioskuję, że ma zupełnie odmienne odczucia.
Słuchajcie, baby mi się zaczęły ze sobą bawić. Zaczęło się to mniej więcej po zabiegu Katji. To znaczy: mam nadzieję, że to zabawa, bo dotąd nie widziałam dwóch bawiących się ze sobą na równych prawach kotów i nie jestem pewna, jak to powinno działać.

Wygląda to tak, że Katja siedzi gdzieś sobie na środku pokoju mlaskając łapę albo ogon, przybiega Eli (zawsze Eli prowokuje), wskakuje jej na grzbiet i zaczynają się przez chwilę kotłować, łapy idą w ruch, no cuda na kiju (albo szatany na patyku, jak mawia mój znajomy

) Potem Eli ucieka, albo Katja ucieka i gonią się po mieszkaniu. Nie syczą na siebie, krew się nie leje, potem obok siebie leżą, ocierają się o siebie, więc chyba nie ma powodu do zmartwień, co? Czasem jak się sobie wgryzają w futro to nie wygląda to zbyt delikatnie, ale nie zauważyłam, żeby któraś drugiej sprawiała ból. Niech mi ktoś przytaknie, bo ten ułamek procenta niepewności gdzieś we mnie głęboko siedzi.