Curwa! Pier...a zolta zdzira zrobila mi kolejny najazd. Albo przypadek, albo robia uzytek z tej swojej kamerki i wiedza kiedy jestem sama w domu. Piatek po poludniu. Walenie do drzwi, wrzask. Nie otwarlam, zadzwonilam do mlodego bo on nie byl w pracy - mial dzien wolny. Przyszedl w 10 minut, zapukal grzecznie do Chinczykow. Spytal o co chodzi. U nas smierdzi. Niemozliwe. Wrzask - u nas smierdzi, oni oddychac nie moga (reszta mi zginela w jazgocie). Grzecznie jej mlody powiedzial, ze jesli uwaza ze smierdzi, to niech zadzwoni do councilu. Juz dzwonila. (Aha! Tzn. ze ona sie nie odgrywa za nasze zgloszenie - mielismy wizyte inspektora cos wczesniej, ale nam nie tlumaczyl skad sie wzial. Dobrze wiedziec.) Na haslo zeby skoro ma zastrzezenia zglosila to na policje a nie dobijala sie do naszych drzwi, powiedziala ze bedzie sie dobijac, dokad czegos z tym nie zrobimy. Mlody podniosl fakt, ze jak tu cos smierdzi, to jej smietnik przed domem wlasnie. Spytala gdzie to smierdzi.... Braklo mnie - ona sie darla wiec przyznam ze wstydem niejakim, ze ja tez sie wydarlam - ze jesli jej smierdzi to niech wezmie prysznic i przestanie szczac po scianach. No, zem nie zdzierzyla.

Roztrzeslam sie jak cholera, poszlo po nerwach, a myslalam ze mi to lotto...
Wobec zapowiedzi dalszych akcji, zglosilismy sprawe na policje. Temat prosty - nekanie, zaklocanie spokoju w naszym domu. Ze szczegolami, plus fakt ze jestem w ciazy co tu jest istotne. Przyjechal pan, spisal notatke, powiedzial ze moze isc pogadac z sasiadami, ale nie poleca takiej opcji bo moze to zaognic sytuacje. Przy okazji poproslilismy zeby sie odniosl do stawianego nam przez Chinke zarzutu - nie zauwazyl zeby cos smierdzialo. (Dobrze ze akurat zaden ogon nie poszedl sie do kuwety skasztanic.

) W chwili obecnej mamy nasilone patrole policji na ulicy, wczoraj Chinka znalazla sobie nowa zabawe - klapie nasza klapka na listy.

Za pierwszym razem myslalam ze poczta, potem nie myslalam wcale, ale trafila na moment ze wieszalam pranie w "przejsciowce" i na klapniecie klapki odwrocilam sie do drzwi. W tym momencie strzelily drzwi u sasiada. Jakim trzeba byc idiota?? Jesli ma sie jej od tego poprawic to niech klapie.
Efekty uboczne... Mam koszmary po nocach takie, ze Rajmund po kilka razy mnie budzi. Mam znow stany lekowe, jakich nie mialam od lat. Na kazdy dzwiek - podniesiony glos na ulicy, trzasniecie drzwiami w sasiednim domu (tu slychac nawet rozmowy sasiadow przez sciane, a to sa segmenty), nawet ta glupia klpaka na listy, powoduje stawanie na rzesach. Fajne to nie jest.
Dzis.
Ma na imie Charlie. Jest wielki, jest piekny. Zle. Jest ogromny, absolutnie przepiekny, boski, idealny, cudny, bajeczny. Ma 5 lat, cudownie puszyste futro, czarne pregi na czekoladowym tle, biale skarpety i bialy zabot. To wszystko co wiem. Nie ma domu.
Ponioslo mnie dzis do Brigg. 10km w jedna strone, Alma pukala sie w czolko jak jej powiedzialam ze ide do Brigg bo w Cat Protection maja dzien otwarty i chce zobaczyc co tam jest. Pukala pukala, sama przyjechala i jeszcze wyjechala z drugim kotem. Alma nie lubi dlugowlosych kotow - wziela malenka sierotke, dymna z bialym, slodka i okropecnie przylepna. A mnie od razu wpadl w oko Charlie. Na polce, w wolierze, wielki kawal futra. Wlazlam do niego. Na oko Blisko NFO. Pozwolil sie glaskac, choc lekko bul ogonem, w koncu uzarl w reke, ale jakos tak bez przekonania - powoli, niezbyt mocno. Nie mruczal, ale i nie atakowal sensu stricte. Boszszsz... Gdyby nie nasza banda, juz bylby tutaj. Jakim cudem takie cudo nie ma domu?