Punio z dnia na dzień coraz lepszy

. Chodzi bez kubraczka, sam pięknie je, a wczoraj zaczął się bawić z Trykotem. Aż interweniowałam, bo energicznie usiłował odgryźć łeb Rudzinie, a ten odruchowo podkopywał Sybiego po brzuchu

. Rudzielec jest przeszczęśliwy, pierwszy raz od operacji latał z okrzykami wojennymi

, mimo że Moher ostatnio dzielnie się z nim bawił.
Wrocił "nasz" chirurg, zapoznał z historią choroby i wydziwiali z panią doktor na sreberkiem, za co Sybi energicznie ich obsyczał

.
Z jednej strony jestem szczęśliwa, z drugiej ciągle zdezorientowana, bo w badaniach, mówiąc w skrócie nie wyszło "nic". Mam wrażenie, że siedzę na bombie zegarowej i niepokój się tli

. O wszystkie koty, choć nic nie wskazuje, że coś się dzieje. Czekamy do końca serii leków i myślimy nad dalszymi badaniami Sybiego.