» Sob sty 02, 2010 18:39
Re: Syberyjczykopodobny...Jestem Toril...cz.12
Dziękuję Wam za słowa otuchy. Jakoś nie mogę się pozbierać. Tak pusto bez Tosi, mimo że taka nieaktywna już była. Posprzątałam, poprałam. Nikt mi nie pomagał. Koty chodzą osowiałe, wyciszone jakby zdawały sobie sprawę z tego co się stało. Czy tak jest? Czy wiedzą, że Toleczki już nie ma? Myślałam, ze jeszcze i tym razem się uda. Tyle razy wygrywała z chorobą, tyle razy...Czemu nie teraz? Poddała się, nie miała już siły na nic. W kilka dni stało się to, co lekarz prorokował na najbliższe tygodnie. Wymioty pomimo leków, biegunka, problemu z oddychanie spowodowane uciskiem płynu w brzuszku na przeponę, żółtaczka. I totalny brak sił, by się poruszać. Brak apetytu. Nawet już nie chciała by ją karmić. To wszystko miało dopiero być! Jeszcze mogła walczyć. Była taka młodziutka. i tak cichutko odeszła patrząc na mnie. Tak delikatnie odprężyła się i odeszła.Już nie bolało ją nic. Nawet jej pycholek znowy był taki sliczny. I nie było cierpienia w oczach.
Moją maleńka, żegnaj.
Koty żyją akurat tyle, żeby zdążyły spleść się z naszym życiem i zapaść
głęboko w serce. Potem je łamią. Ale ile warte byłoby życie bez nich...Dwie baby i rudy ...