Koty oprócz całej masy zalet mają też podobno taką cudowną właściwość, że ... obniżają ciśnienie u ludzia, kiedy ten je głaszcze. Wyczytałam to gdzieś kiedyś i święcie w to wierzyłam.
Aż do ubiegłej niedzieli
W sobotę zaczęła mnie boleć głowa. W niedzielę - czułam się już tak, jakby ktoś rozwalał mi mózg młotem pneumatycznym... Wzięłam tabletkę i czekam. Jakoś nie przechodziło więc postanowiłam zmierzyć sobie ciśnienie... Chyba niepotrzebnie, bo... skali prawie zabrakło

Wzięłam kolejne 2-ie tabletki. I znów czekam. I nagle mnie olśniło! Przecież są 3 koty w domu!!! Tylko je trochę pogłaskać i po problemie!!!
Miki miała dzień pt. "Odwal się" więc głaskanie odpadało.
Laki był bardziej przyjacielski. Wszedł na kolana, co nie zdarza mu się aż tak znowu często, i zaczęło się głaskanie...
Nie przewidziałam jednego. Karmela.
Przy tej rudej wściekliźnie nie sposób obniżyć sobie ciśnienia ani o ćwierć kreski
Latał, wskakiwał na meble, zrzucał wszystko ze stołu, przynosił myszki żeby mu rzucać, wskakiwał na plecy, po raz kolejny przewrócił kolumnę, zaczepiał do zabawy wszystkich dookoła. Laki syknął na niego ze 3 razy ale w końcu zwyczajnie uciekł
I z głaskania - nici.
W poniedziałek w pracy ledwie wytrwałam, a zaraz po - popędziłam do lekarza i mówię, ze mnie od 3-ch dni głowa boli. Pani Doktor zmierzyła mi ciśnienie... Zrobiła

Zmierzyła ciśnienie na drugiej ręce. Zrobiła

Posłuchała serduszka, pobiadoliła, wypisała nowe leki i kazała iść do domu.
Tym oto sposobem od 2-ch dni się lenię. Koty chyba zadowolone. Zwłaszcza Miki, która dziś cały dzień grzeje mi kolana

Głaszczę ją i głaszczę... Może ona ma jednak ten dar
