mam nowe powiedzonko: nie chwal kota przed wyjęciem szwów
Wszystko było ładnie-pięknie ale bydlątko się widać nudziło i zaczęło szarpać szwy. Więc zapakowałam zołzę w kaftanik, żeby sobie krzywdy nie zrobiła (nie obyło się to bez rozlewu krwi - mojej oczywiście

). I okazało się, że to jest mała histeryczka - nagle jakby sparaliżowana, tylne nogi podkurczone, drgawki, nawet łzy w oczach. W jednej chwili kot przestał chodzić. Zataczała się, przewracała (lepiej chodziła zaraz po wybudzeniu się z narkozy). Ja oczywiście sprawdzam, czy czegoś źle nie założyłam, za mocno nie zaciągnęłam, czy też inaczej FurKotki nie uszkodziłam. Wychodzi na to, że nie ma takiej możliwości. Ale przecież nie zdejmę jej tego kaftana (z takim poświęceniem zakładanego), bo gotowa sobie te szwy powygryzać. Na szczęście spadło na mnie natchnienie i zrobiłam kotu świeżutką piłeczkę z folii aluminiowej. I co? Kociszcze zapomniało, że ma kaftanik i poleciało za piłeczką
