Trudno pogodzić się z tym, że już nie będzie charakterystycznego Burakowego mruczenia ani ćwierkania. I tego spojrzenia... Ale nadziei nie było, on umierał. Nie chciałam przedłużać cierpienia w imię - nie wiem czego. Sekcja pokazała zniszczoną, rakowatą wątrobę, nerki, śledzionę trzy razy większą niż normalna. Nowotwór musiał go żreć od dawna a te ostatnie dni choroby to już organizm się poddał
Wierzę w to, że zobaczę go kiedyś razem z moimi psami, z Gracją i ze Zmorą... Bo co to byłoby za niebo bez nich?
