No, maleńtasy po wizycie u weta. Jest w miarę ok. I wet ze mnie nie zdarł kasy na szczęście
A Inka już wyluzowała. Toleruje maluchy i nawet chyba je lubi

I już nie jest na mnie zła, teraz mruczy mi na kolankach, jak to jej dobrze tutaj. I wyjadła dzieciakom ich malutkie chrupeczki. No, ale skoro śpią i nie pilnują...
A mój wujek (tata Borysa, który przywiózł maluszki z Warszawy) właśnie przygarnął czarnego kota. Potrzebna byłaby ocieplana budka, bo kot do domu nie wejdzie (można taką zorganizować przez animalsów?). Przychodzi tylko podjeść, napić się i jest wystraszony. Ale raczej oswojony. Gdy wujek spokojnie do niego mówi, kocio pozwala mu się pogłaskać, ale potem ucieka. Możliwe, że ktoś go wywiózł i wyrzucił (wujek mieszka na obrzeżach Torunia i mówi, że zna okoliczne koty - domowe i dzikie - i nikt tu takiego czarnego nie miał).