Moje koty XIX. Druid ['] Zawieszka ['] Dżygit [']Kocio [']

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon gru 05, 2016 22:55 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Dwa razy Kocio - fotki z tego samego czasu, jak widać odpowiednia perspektywa czyni cuda, bo na pierwszym wygląda na małego kotka, a na drugim na mordziastego kota, którym był. Jeśli idzie o charakter, to najcudowniejszy kocurek jakiego w życiu miałem.

Moja żona usiłowała mu się podlizać ale bezskutecznie - ją tolerował (uprzejmie!) ale ewidentnie obwiniał że mu Człowieka zabrała, więc traktował chłodno i z dystansem, co widać na fotce.

Obrazek


Obrazek
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4817
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 06, 2016 10:39 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

casica pisze:
Regata pisze:
Ale najlepsze było chyba to: "w dawnych domach to było normalne, że rodzina gromadziła się w kuchni na wspólnych posiłkach, i ta kuchnia była też pokojem mieszkalnym".
Niby się zgadza, tylko, że ta kuchnia nie była połączona z salonem w dworku, nie była też paradną izbą w wiejskim domu, chyba, że mówimy o najbiedniejszych chatynkach.
Zaproponowałam, żeby wysłała go do skansenu ...

W dawnych domach? 8O Takim argumente zabił mnie niegdyś Makłowicz. Z prawdziwym zdumieniem słuchałam, że komunizm wyprowadził ludzi z kuchni (w kwestii metrażu to akurat tak) bo wcześniej to właśnie w kuchniach się gromadzili :o No tak, państwo i slużba razem, wespół w zespół, jasne. Cóż za bzdury.
I faktycznie, skansen to najlepsze miejsce dla takiego gościa :lol:

Zapewne nie chodziło mu o domy ze służbą ;-) (choć jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym zatrudnianie choćby jednej osoby do pomocy było bardzo rozpowszechnione nawet u niezbyt zamożnych ludzi w miastach). Ale, o ile kuchnie były duże i rzeczywiście rodziny tam się na co dzień gromadziły (choćby ze względu na piec - w kuchni było najcieplej), to gości przyjmowało się w salonie, tam też jadało się posiłki bardziej odświętne.
Na wsiach podobnie, tyle że salonem była "biała izba", "paradna izba" itp., nie kuchnia (prędzej już kuchnia bywała sypialnią, zwłaszcza zimą).

A tak w ogóle, to jeszcze w XVIII wieku nie było w mieszkaniach w kamienicach czegoś takiego, jak rozumiana dziś kuchnia - nie wynaleziono jeszcze tzw. kuchni angielskiej, czyli piecyka z blatem i ukrytym ogniem. O!
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Wto gru 06, 2016 11:40 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Lifter pisze:Dwa razy Kocio - fotki z tego samego czasu, jak widać odpowiednia perspektywa czyni cuda, bo na pierwszym wygląda na małego kotka, a na drugim na mordziastego kota, którym był. Jeśli idzie o charakter, to najcudowniejszy kocurek jakiego w życiu miałem.

Moja żona usiłowała mu się podlizać ale bezskutecznie - ją tolerował (uprzejmie!) ale ewidentnie obwiniał że mu Człowieka zabrała, więc traktował chłodno i z dystansem, co widać na fotce.

Obrazek


Obrazek

Cudny Kocio :1luvu: i faktycznie podobny :)

Ale nie dlatego jestem w szoku. Mordziasty już Kocio to skóra zdjęta z Baszy, brat bliźniak.
A Basza był najwiekszą kocią miłością mojego taty, była to miłość odwzajemniona. Kiedys się pojawił, dorosły i pełnojajeczny kocur, i został. Przez kilka lat mieszkał w piwnicy bo w domu rodziców nie było wolnej miejscówki. Piwnica kocia mojej mamy to były prawdziwe salony z kuwetami czyszczonymi dwa razy dziennie. Z liczną ilością zacisznych gniazd dla kotów, których było sporo, i żarciem, porządnym żarciem. Krzywdy nie miał, ale tacie pękało serce. Minimum godzinę dziennie spędzał z Baszą. Gdy było cieplo siadali na ławce pod blokiem, zimą i w paskudne dni, tata schodził do piwnicy i tam siedział z Baszą w objęciach. Gdy umarła Szmatka (o której tu pisałam), Basza trafił do domu. Świetnie się tam odnalazł i był kotem taty, tym jedynym, i kotem dla którego tata był tym jedynym czlowiekiem na świecie. Basza był łagodnym i przyjaznym olbrzymem, ale jego kocie serce biło tylko dla taty. Niestety zabrała go pnn. Tata do końca życia gdy mówił o Baszy to płakał. Mam ogromną nadzieję, że Basza czekał na niego po tamtej stronie. W ogóle nie wyobrażam sobie, że mogło byc inaczej, ja, ateistka.
Widok Kocia po prostu mnie zszokował i wzruszył jednocześnie, wstrząsnął mną, no Basza jak żywy :)
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 11:50 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

klaudiafj pisze:A koty uwielbiają kominek. Marysia siedzi pod nim aż się zaważy i wtedy wychodzi (ale oczywiście nie ma opcji, żeby się oparzyła czy zapaliła) a tak to się koty rozkładają jak płaszczki na dywanie i grzeją dupki :D i są bardzo zadowolone. Miałam nie raz u siebie zdjęcia, ale teraz nie wykopię :/

Odkop koniecznie przy okazji :)
Aż dopytam (jak nie zapomnę) co było przyczyną tego wydarzenia u koleżanki. Co oczywiście nijak nie zmniejszy moich fobii :lol:
Regata pisze:
casica pisze:
Regata pisze:
Ale najlepsze było chyba to: "w dawnych domach to było normalne, że rodzina gromadziła się w kuchni na wspólnych posiłkach, i ta kuchnia była też pokojem mieszkalnym".
Niby się zgadza, tylko, że ta kuchnia nie była połączona z salonem w dworku, nie była też paradną izbą w wiejskim domu, chyba, że mówimy o najbiedniejszych chatynkach.
Zaproponowałam, żeby wysłała go do skansenu ...

W dawnych domach? 8O Takim argumente zabił mnie niegdyś Makłowicz. Z prawdziwym zdumieniem słuchałam, że komunizm wyprowadził ludzi z kuchni (w kwestii metrażu to akurat tak) bo wcześniej to właśnie w kuchniach się gromadzili :o No tak, państwo i slużba razem, wespół w zespół, jasne. Cóż za bzdury.
I faktycznie, skansen to najlepsze miejsce dla takiego gościa :lol:

Zapewne nie chodziło mu o domy ze służbą ;-) (choć jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym zatrudnianie choćby jednej osoby do pomocy było bardzo rozpowszechnione nawet u niezbyt zamożnych ludzi w miastach). Ale, o ile kuchnie były duże i rzeczywiście rodziny tam się na co dzień gromadziły (choćby ze względu na piec - w kuchni było najcieplej), to gości przyjmowało się w salonie, tam też jadało się posiłki bardziej odświętne.
Na wsiach podobnie, tyle że salonem była "biała izba", "paradna izba" itp., nie kuchnia (prędzej już kuchnia bywała sypialnią, zwłaszcza zimą).

A tak w ogóle, to jeszcze w XVIII wieku nie było w mieszkaniach w kamienicach czegoś takiego, jak rozumiana dziś kuchnia - nie wynaleziono jeszcze tzw. kuchni angielskiej, czyli piecyka z blatem i ukrytym ogniem. O!

Projektantowi Twojej koleżanki pewnie nie, ale Maklowiczowi chodziło o bogate mieszczańskie domy Krakowa. Trudno mi sobie wybrazić, że jakaś Dulska siedziała w kuchni wraz ze służbą. Niemożliwe :) Dlatego tak mnie zadziwił jego wywód.

Co do paradnej izby, to ja jeszcze widziałam. A raz nawet miałam okazję zapoznać się z nią bliżej. W małym wiejskim domku, klasycznym takim. Dwie izby + sień. W pierwszej była kuchnia i to tam spali i żyli gospodarze, tam koncentrowało się zycie. Druga izba, ta paradna, wychuchana i wydmuchana, służyła np przyjmowaniu księdza z kolędą. Normalnie, nie była używana. Coraz mniej po wsiach takich domów, wieś bowiem bogata się zrobiła, przynajmniej na pozór. Ale mentalność tak bardzo się nie zmieniła, jeszcze teraz, wielokrotnie obserwowałam będąc na wykopaliskach, że np latem rodzina mieszka w letniej kuchni, a wypasiona chałupa stoi pusta. I te puste chałupy gospodarze chetnie nam pokazywali, oprowadzali po nich jak o muzeum :)
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 13:45 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

"A tak w ogóle, to jeszcze w XVIII wieku nie było w mieszkaniach w kamienicach czegoś takiego, jak rozumiana dziś kuchnia - nie wynaleziono jeszcze tzw. kuchni angielskiej, czyli piecyka z blatem i ukrytym ogniem. O!" a co było, jak nie było kuchni?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto gru 06, 2016 14:09 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Paleniska, gotowano na otwartym ogniu.
Były też piece, że ale kosztowne i skomplikowane w budowie. Dlatego były wspólne.
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 14:49 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

W dawnych kamienicach były piece służące raczej do ogrzewania. Tak, były bardzo kosztowne, dlatego nie znajdowały się w każdym pokoju - zwykle jeden ogrzewający od razu dwa pomieszczenia. Jeśli pokój pod wynajem miał piec, zaznaczano to w ogłoszeniu.
Gotowano nad paleniskiem (coś w stylu kominka chyba?), w zawieszonych kociołkach, albo nie gotowano wcale. Jadano "na mieście" lub na zimno. W kamienicach dużo się nie gotowało. Bogate rodziny miały kuchnie w podwórzu (pewnie podobne do wiejskich).
Jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku w gazecie (np. Kurierze Warszawskim) były ogłoszenia o wynajmie eleganckich mieszkań (np. całe pierwsze piętro kamienicy) ze stajnią, wozownią, komórką, kwaterami dla służby i kuchnią w podwórzu.
Piec angielski wynaleziono na początku XIX wieku i nie od razu stał się stałym wyposażeniem. Pierwsze (w Polsce) chyba pojawiły się w Gdańsku.
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Wto gru 06, 2016 15:16 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Regata pisze:W dawnych kamienicach były piece służące raczej do ogrzewania. Tak, były bardzo kosztowne, dlatego nie znajdowały się w każdym pokoju - zwykle jeden ogrzewający od razu dwa pomieszczenia.

Ach nie zrozumiałyśmy się :) a moja odpowiedź Klaudii była widać zbyt lakoniczna.
casica pisze:Paleniska, gotowano na otwartym ogniu.
Były też piece, że ale kosztowne i skomplikowane w budowie. Dlatego były wspólne.

Chodziło mi o piece kuchenne, o sposób przygotowywania potraw.
Piece takie (służące do przygotowywania potraw) były oczywiście. Ale były skomplikowane w budowie i kosztowne. Dlatego nie budowano ich indywidualniee, w poszczególnych gospodarstwach, ale właśnie wspólnym wysiłkiem. I korzystano z nich wspólnie. Z tym zresztą można się nadal spotkać np. w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie. Nosi się potrawy do piekarni (własnie piekarnie też istaniały w dawnych czasach no i miały piece). Teraz to się oczywiście zmienia choćby w związku z butlami gazowymi do wykorzystania wszędzie. Ale ten obyczaj istnieje nadal.

Co do ogrzewania w ogóle, to masz rację. I oczywiście ogrzanie duzych powierzchni było problemem. No i oczywiście z mojego skrzywienia zawodowego wynika, że pisząc o tych piecach, myślałam o średniowieczu, nie o czasach nowożytnych.
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 15:40 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

No tak :-) - ja myślałam o czasach nowożytnych, o mieszkaniach w kamienicach (kilkupiętrowych).
Czyli w sumie, niedawnych czasach (do wynalezienia i rozpowszechnienia kuchni angielskiej, czyli prababki współczesnych kuchenek ;-)).

A do piekarni nosiło się ciasta jeszcze w XX wieku, w pierwszej połowie. Ojciec mi opowiadał, a przecież część dzieciństwa spędził właśnie w piekarni. Przed świętami kolejka stała. :-)

edit: w sumie... kamienice były i w średniowieczu, w ciasnej miejskiej zabudowie. Kilkupiętrowe.
Gotowanie musiało się więc odbywać poza nimi - w podwórzach? W tych wspólnych kuchniach - paleniskach?
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Wto gru 06, 2016 15:50 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

A kuchnia angielska, wydaje się, że istnieje od zawsze, a w rzeczywistości tak niedługo :) Niby prosty wynalazek, a jak ułatwił ludziom zycie.
Szczerze mówiąc, nawet sie nad tym nie zastanawiałam wczesniej, bo to "za młode" :P
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 15:55 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

No wlasnie, Kocio byl przyjaznym olbrzymem, o wielkim serduszku. Wzialem go, gdy poszedlem uspic swa 10-letnia kotke chora na raka - a byl to bodaj grudzien 1983, zima. W schronisku dla zwierzat stala klatka, a w niej, w sianku, siedzialo 6 kociat, ktore ktos pewnie podrzucil. Na sali bylo moze 10 stopni, ja wychodze zdruzgotany, mijam klatke, nachylam sie... i wtedy on robi slupka jak krolik (a ma gora 2-3 miesiace) i patrzy na mnie. I choc sekunde wczesniej myslamem "nigdy wiecej nie chce kota, to zbyt bolesne, bo on tak szybko odchodza..." cos we mnie peklo. No i wrocilem juz z nim.

Nigdy nie zalowalem... az gdy 10 lat pozniej musialem go uspic (wykonczyli go rzeznicy z Akademii Medycznej, przy nieumiejetnym cewnikowaniu; choc z drugiej strony inny lekarz z AM cewnikowal go przez 2 lata ze 3x w tygodniu; nie bylo wtedy karmy urynarynej i biedak sie non-stop zatykal piaskiem w moczu. Dodam, ze cewnikowalo sie na zywca i "ludzkim" cewnikiem, a on znosil to w pokorze, choc go bolalo).

Ech, zal...

Pomine fakt, ze przez jakis rok probowal mi bezskutecznie zasikac komputer (slusznie winiac go, ze mnie odciaga od zabaw z kotem), poza tym zero problemow... (Komputer owijalem folia na noc :)).

Taka kocia milosc zycia.
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4817
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 06, 2016 16:05 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Regata pisze:edit: w sumie... kamienice były i w średniowieczu, w ciasnej miejskiej zabudowie. Kilkupiętrowe.
Gotowanie musiało się więc odbywać poza nimi - w podwórzach? W tych wspólnych kuchniach - paleniskach?

"Kamienice" były już w starożytności, rzymskie insule były wielopiętrowe :)

W średniowieczu najczęściej było tak, że palenisko służące do gotowania było jednocześnie źródłem ciepła. Dlatego z reguły mieściło się w głównej sali, żeby tego cennego ciepła nie tracić. P W niektórych zamkach, zwłaszcza tych zrujnowanych można zaobserwować hypocaustum, różniło się trochę od antycznego, ale działało podobnie. Później dopiero weszły piece kaflowe - prostsze w budowie i tańsze.

O ile pamietam, kuchnie z kamienic wyprowadzono stosunkowo późno - na podwórze, ale musiałabym to sprawdzić. Generalnie korzystano z palenisk jako źródła ciepła oraz ognia do gotowania. Oczywiście najwiekszym zagrożeniem były pozary, których wszyscy bardzo się bali, zwłaszcza w zwartej, miejskiej zabudowie.
Wspólne były piece, nie kuchnie. Tak to wyglądało mniej wiecej jak piszesz, tzn jak Ci tata opowiadal
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 16:11 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Lifter pisze:No wlasnie, Kocio byl przyjaznym olbrzymem, o wielkim serduszku. Wzialem go, gdy poszedlem uspic swa 10-letnia kotke chora na raka - a byl to bodaj grudzien 1983, zima. W schronisku dla zwierzat stala klatka, a w niej, w sianku, siedzialo 6 kociat, ktore ktos pewnie podrzucil. Na sali bylo moze 10 stopni, ja wychodze zdruzgotany, mijam klatke, nachylam sie... i wtedy on robi slupka jak krolik (a ma gora 2-3 miesiace) i patrzy na mnie. I choc sekunde wczesniej myslamem "nigdy wiecej nie chce kota, to zbyt bolesne, bo on tak szybko odchodza..." cos we mnie peklo. No i wrocilem juz z nim.

Nigdy nie zalowalem... az gdy 10 lat pozniej musialem go uspic (wykonczyli go rzeznicy z Akademii Medycznej, przy nieumiejetnym cewnikowaniu; choc z drugiej strony inny lekarz z AM cewnikowal go przez 2 lata ze 3x w tygodniu; nie bylo wtedy karmy urynarynej i biedak sie non-stop zatykal piaskiem w moczu. Dodam, ze cewnikowalo sie na zywca i "ludzkim" cewnikiem, a on znosil to w pokorze, choc go bolalo).

Ech, zal...

Pomine fakt, ze przez jakis rok probowal mi bezskutecznie zasikac komputer (slusznie winiac go, ze mnie odciaga od zabaw z kotem), poza tym zero problemow... (Komputer owijalem folia na noc :)).

Taka kocia milosc zycia.

W tamtych latach medycyna weterynaryjna była tak inna w stosunku do obecnej wiedzy i możliwości. Może we Wrocławiu było inaczej bo macie uczelnię weterynaryjną. A w Łodzi weterynarii nie ma. Najpierw się wszystko robiło "na oko", poźniej nosiło się krew czy mocz do zaprzyjaźnionych laboratoriów ludzkich. Wielu rzeczy nie było, np sztucznych karm, tzn karm gotowych, nawet bytowych, a co dopiero weterynaryjnych.

Miał Kocio fart :) mimo wszystko, mimo choroby i bólu, znalazł swojego człowieka. Jak Basza. bardzo mnie poruszyło zdjęcie Kocia

Oooo, owijanie komputera folią :ok: :ryk:
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 06, 2016 16:15 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

casica pisze:O ile pamietam, kuchnie z kamienic wyprowadzono stosunkowo późno - na podwórze, ale musiałabym to sprawdzić. Generalnie korzystano z palenisk jako źródła ciepła oraz ognia do gotowania. Oczywiście najwiekszym zagrożeniem były pozary, których wszyscy bardzo się bali, zwłaszcza w zwartej, miejskiej zabudowie.
Wspólne były piece, nie kuchnie. Tak to wyglądało mniej wiecej jak piszesz, tzn jak Ci tata opowiadal


A to wyprowadzenie kuchni z kamienic nie wiązało się w upowszechnieniem czynszówek? Wcześniejsze kamieniczki służyły chyba zwykle jednej rodzinie (na piętrach saloniki i sypialnie, na dole izba z paleniskiem). Taki układ stracił sens, jeśli na każdym piętrze było inne mieszkanie, albo nawet kilka mieszkań.
Maja [2005 - 2017] i Gucio [2007 - 2017], Luśka i Tygrysek
Obrazek Obrazek Obrazek

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40312
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449

Regata

 
Posty: 7025
Od: Pt sie 26, 2005 18:46
Lokalizacja: Warszawa - Bielany

Post » Wto gru 06, 2016 16:34 Re: Moje koty XIX. Nowa jakość zmywania :)

Regata pisze:
casica pisze:O ile pamietam, kuchnie z kamienic wyprowadzono stosunkowo późno - na podwórze, ale musiałabym to sprawdzić. Generalnie korzystano z palenisk jako źródła ciepła oraz ognia do gotowania. Oczywiście najwiekszym zagrożeniem były pozary, których wszyscy bardzo się bali, zwłaszcza w zwartej, miejskiej zabudowie.
Wspólne były piece, nie kuchnie. Tak to wyglądało mniej wiecej jak piszesz, tzn jak Ci tata opowiadal


A to wyprowadzenie kuchni z kamienic nie wiązało się w upowszechnieniem czynszówek? Wcześniejsze kamieniczki służyły chyba zwykle jednej rodzinie (na piętrach saloniki i sypialnie, na dole izba z paleniskiem). Taki układ stracił sens, jeśli na każdym piętrze było inne mieszkanie, albo nawet kilka mieszkań.

Pewnie też. Ale głównie związane to było z zagrożeniem pożarowym

Edit: a im więcej gospodarstw, że tym się zwiększa zagrożenie
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 45 gości