Gosiagosia pisze:Podobno zwierzęta widzą i słyszą to czego my nie widzimy i nie słyszymyale chyba lepiej nie wiedzieć czego się boją
![]()
Ale też na pocieszenie, nasze kotki też wyczuwają nasz smutek i potrafią pocieszać jak nikt.
Zastanawia mnie co one słyszą, jak się tak najeżą...

barbarados pisze:O Ciri . Ale jak sie poczuwasz ...
Znaczy ekhem, ja nic nie mówiłam

Aia pisze:Nie zrzuciła Ciri czegoś w tej kuchni? Albo nie spadła, nóżka się Jej nie podwinęła? Bo czasem, jak zwierze sobie zrobi kuku, to się tak przestraszy, że samo nie wie, co się stało. KatS posprawdzaj kontakty w kuchni czy nie kopią prądem czy jakiś kabel nie jest przegryziony (może za bardzo wymyślam, ale to odpowiednio silny bodziec, by kot pogubił łapy w ucieczce i popuścił ze strachu, a czytałam że się takie akcje zdarzały).
A dla Stellowego ducha wystaw ciasteczka, by był przyjaznym i pilnował domu i domowników
Patrz, ja z moim podejsciem zamiast ugłaskać ducha ciasteczkami, sklęłam go brzydko i kazałam się wynosić. Może dlatego ma mnie w nosie i dalej grasuje

Ciri nic nie zrzuciła, nie spadła, nic. U nas jest taki duży salon (nazwa szumna ponad miarę) łączony z kuchnią. Oddzielone są symbolicznie w ten sposób, że częsć kuchenna ma podłogę z płytek, a pokój z paneli. Ciri była akurat blisko granicy pomiędzy kuchnią a pokojem, ale jeszcze w pokoju, przy wersalce. Ja byłam przy biurku tuż obok, wprawdzie się z nią nie bawiłam ani nic, ale zawsze zerkam na koty co jakis czas i na 100% była wtedy na podłodze koło wersalki, nic się nie wydarzyło, co by ją mogło zaboleć. Po prostu nagle panika, szuranie, drapanie na slepo i ucieczka pod wersalkę. Kable są daleko, kontakty też (zresztą tutaj mają taki fajny patent, że każdy kontakt jest zabezpieczany osobno takim małym włącznikiem, więc są raczej bezpieczne). Dlatego musiało to być albo cos, co usłyszała, albo cos, co zobaczyła - a dlatego sądzę, że z częsci kuchennej, bo to tam bała się później wejsć.
Mnie te mewy najbardziej pasują, normalnie tam nie latają, a wczoraj sama się zdziwiłam, bo krążyły wokół bloku jak sępy, blisko okien, a to naprawdę spore ptaszyska. Może jak któras podleciała koło okna to Ciri pękła psychicznie. A może to nie ma nic do rzeczy, nie wiem... w każdym razie dzisiaj okno odsłoniłam tylko trochę, niech się przyzwyczaja na nowo. Póki co obie mają dobry nastrój, słońce swieci jak na Riwierze, więc obie zaczęły dzień od leżakowania na drapaku w plamach słonecznych

Ale wczoraj tak mi było żal Ciri, nigdy dotąd się aż tak nie przestraszyła, nawet jak ją przypadkiem zagoniłam w kąt odkurzaczem
