Żyjemy i mamy się całkiem dobrze

Sami już całkiem minęła nieśmiałość i teraz przy śniadaniu bawimy się tak:
Arian usiłuje jeść swojego omleta z dżemorem.
Sami usiłuje jeść tego samego omleta.
Arian zestawia Sami na podłogę.
Sami natychmiast wraca na kolana.
Arian warczy i próbuje jeść swojego omleta.
Sami paca łapką widelec.
Arian zestawia Sami na podłogę.
Sami natychmiast wraca na kolana.
Arian usiłuje jeść omleta.
Sami włazi do talerza, a potem zadżemorowanymi łapkami spaceruje Arian po dźinsach.
Arian klnie, zmienia dźinsy i kończy omleta na stojąco. Wspomnienie pełnych wyrzutu oczysków Sami prześladuje ją całą drogę do pracy.
Kiedy Arian dojeżdża do pracy, okazuje się, że ma dżem również na bluzie.
A wieczory nasze wyglądają tak:
Arian ogląda serial i coś sobie szyje. (Ostatnio - posłanko dla Sami i grzechoczącą piłeczkę dla Sami.) Sami leży na kolanach i od czasu do czasu paca łapką nitkę. Ale ostrożnie. Przecież to może być Bardzo Groźna Nitka. Arian niestety od czasu do czasu musi iść na papierosa, Sami jest wtedy Bardzo Nieszczęśliwa.
Potem Arian rozkłada łóżko i próbuje się położyć. Zazwyczaj, zanim jej się uda, poduszka jest już zajęta... Arian wywalcza dla siebie połowę (no, powiedzmy, że jedną trzecią) poduszki. Sami przyjmuje to ze zrozumieniem, a potem wygodnie układa się Arian na głowie. Arian rezygnuje z poduszki. Sami też - przecież głowa jest znacznie wygodniejsza. Arian postanawia być stanowcza i zdejmuje kota z głowy. Sami łaskawie zgadza się położyć obok. W zamian za to wylizuje przypadkowy, najbliżej się znajdujący kawałek Arian. To może być ręka. Albo nos. Albo ucho.
Arian włącza tryb człowiek-masło i rozpływa się ze wzruszenia. Ten moment wybiera Sami, żeby ugnieść pazurami arianowego cycka i puścić bąka.
Te zdjęcia z uroczym, tulącym się do człowieka kotkiem nie oddają jednak pełni rzeczywistości...
A poza tym, musimy iść do weta, bo Arian nieco się niepokoi - niby wie, że kotki się drapią, ale nie jest pewna, czy aż tak, żeby wydrapywać sobie łyse placki. Jak myślicie, uda nam się zawołać weta do domu, żeby uniknąć wkładania kota do transporterka? Wolałabym Sami nie stresować niepotrzebnie, ale z drugiej strony, niby nic jej takiego poważnego nie dolega, żeby aż wizytę domową trzeba było organizować. No i nie wiem, czy taki wet na wizycie domowej ma wszystkie potrzebne rzeczy i będzie w stanie stwierdzić, co kicia ma ze skórą?