w czwartek Gabryś zaczął dziwnie się zachowywać: zwymiotował śniadanie, nie chciał jeść, krztusił się i pluł śliną. W piątek byliśmy u CoolCaty. Ja już oczywiście zesrana, że czarnuch coś zeżarł i mu teraz stoi w przełyku, albo gdzieś indziej w kocie. Ania obejrzała kocią twarz od wewnątrz, a tam ranki

normalnie jakby go ktoś pochlastał od środka. Dostaliśmy antybiotyk i syropek przeciwbólowy. W sobotę była masakra. Kot mi się dusił, pluł śliną i pianą, o jedzeniu mowy nie było, trzęsło go jakby miał czkawkę, w końcu podałam mu syropek 4 godziny wcześniej niż miał dostać i trochę się uspokoiło. Wczoraj już było nieźle, ale z jedzeniem dalej słabo...
Ponieważ dostaliśmy
prikaz się pojawić dziś jeśli nie będzie idealnie, to czeka mnie znów targanie ponad 6 kg + transporter

Bo jak się już dotarabaniłam w piątek do gabinetu i postawiłam transporter na stole i w końcu wywlekłyśmy Gabrynia ze środka, to ja wcale nie powiem, co CoolCaty wykrztusiła na jego widok. Wcale. Milczeć będę jak grób. Bo to się nie nadaje na publiczne forum, o!
Weekend miałam
w garnizonie z powodów - że tak ładnie powiem - kobiecych.

ciekawe, czy można by mnie wysterylizować bocznie... w niedzielę się zwlekłam z kanapy i mnie zaniosło z psami w pole. I po co? wiadomo, żeby Rastek poszedł w długą i nie wracał przez ponad 5 minut albo lepiej. W końcu jak przyleciał, to mi się słabo robiło od smrodu, w który się przyoblekł... a jego się nie da wykąpać

wróciliśmy do domu, obtarłam rudego śmierdziela jak mogłam, gąbką, psim szamponem, ręcznikiem. W końcu walnął się na kanapie i leży. I nagle... no jakby inaczej - pawia puścił. Nie chcecie wiedzieć, co było w pawiu. Ja odporna cholera jestem, naprawdę. Przyjrzałam się dokładnie. Jak zrozumiałam co widzę, zebrałam na szufelkę i wrzuciłam do kibla, za co oczywiście oberwało mi się później od TŻ-ta. Niech się, kurka, cieszy, że zdążyłam to wychrzanić i wodę spuścić, zanim sama nie przyozdobiłam łazienki.
bym sobie pojechała gdzieś... na weekend chociaż... bez kotów i psów... bez much, komarów i biedronek... bez bakterii... bez żadnych żywych stworzeń
