oj jeży, jeży :/
czekam jak na szpilkach na telefon, bo mają dzwonić z serwisu co dalej.
Opcje mam dwie- albo będzie zdatny do naprawy, albo muszę kupić nowy.
I jedna i druga opcja spędza mi sen z powiek
Ale co zrobić, do środy najdalej muszę mieć jakikolwiek własny komp w domu, bo inaczej będzie MA-SA-KRA.
Z innych rzeczy-
dorobiłam się nowej kanapy- wczoraj zamontowałam, a stara poszła na śmietnik.
Przetrwała noc i do tej pory.
I co ważne:
czekam na paczkę ze żwirkiem, ale, że stan kuwet alarmujący, to wyskoczyłam do zoola i kupiłam najdrobniejszy jaki mieli-
cud się stał- tylko taki świecki, a raczej przeczucia mnie nie omyliły:
do tej pory kuwetowanie w wykonaniu Kokoty wyglądało tak->
wskoczyć jak w ogień, w 3 sekundy załatwić wszystko, a potem jeszcze szybciej uciec, nie oglądając się.
Przyniosłam to bentonitowe, drobne cudo, napełniłam kuwetę i zaprosiłam Kokotę- obwąchała wszystko porządnie, obmacała łapą, po czym rozgościła się w kuwecie i grzebała sobie na wszystkie możliwe sposoby. Zrobiła, co miała do zrobienia i również z namaszczeniem grzebała, póki nie uznała, że już jest ok.
Tak więc, jedno wielkie UFF.
Mam nadzieję, że to wszystko razem wzięte (antydepresant+nowy żwirek+nowa kanapa w innym miejscu) zaowocuje i powoli wszystko zacznie wracać do normy
PS.
karma działa, Kokoty już nabierają sylwetki
