Od początku przedświątecznego tygodnia tygodnia było tak:
Ruda - luzik, robiła na co miała ochotę,
jeśli miała wyskoczyć na Czarka z pazurami, robiła to nagle i zdecydowanie.
Podgryzała trawkę

Towarzyszyła mi w kuchni pojadając na oknie ...
Nie mogę się doczekać, kiedy administracja wymieni nam te stare
zdewastowane okna, do których nie można się dotknąć pod groźbą rozsypania,
i będę mogła wstawić siatkę - aż się tu prosi kocia weranda zamiast tego zadrutowania !... albo kręciła się pod nogami.

Pokochała wylegiwanie w pościeli

Natomiast głupolek Czarek prężył się w ciągłym napięciu:


Doszło do tego, że mimo głodu pojadał tylko parę chrupek
i znów znów zaczynał swoje podchody - parę razy musiałam
nakarmić siłą.
Wreszcie po kilku dość poważnych starciach,
na święta zapanował jaki taki rozejm:

Teraz spędzamy czas w naprawdę przyjemnej atmosferze.
Gdy oglądamy TV rozwaleni na tapczanie, Ruda układa się między nami
i nawet daje się trochę pogłaskać. (Jeszcze niedawno nas dwoje naraz
to było ponad jej wytrzymałość nerwową - natychmiast schodziła)
Mąż pierwszy raz usłyszał wreszcie jej mruczenie po pogłaskaniu

Czarek też jest zawsze w pobliżu.
Wreszcie czujemy się "w komplecie"
