Nocka została zubożona o życie wewnętrzne. Teraz to jej już tylko chłopaki do maltretowania zostali. I moje nogi. No i czasem rączki.
Ale rączki tarmoszone są subtelnie, co tak jakoś mnie dość mocno cieszy
Ale wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że życie bez lamblii nie będzie już takie samo... (zawsze możemy podłapać jakąś lamblijkę, jak nam się spokój znudzi, spoko

)
Także teraz, wiecie, nuda.
Nie wstrzykują paskudztwa gorzkiego do pysia.
Pastę z witaminkami zaczęła wsuwać sama.
Nikt nie lata z lupą do kuwety, żeby podziwiać kupale.
Beznadzieja.
Teraz to tylko latanie po drapaku i niszczenie firanek zostało.
Ech.
Ale wiecie, taką dziurę w firance zrobić, to wcale nie jest tak łatwo. I to jeszcze taką, żeby się Antoś PRAWIE zmieścił.
Bo Antoś zmieścił się na wcisk w tę dziurę w firance. I zamiast skoczyć przez dziurę do przodu, to zawisł przez chwilę w powietrzu, po czym spadł z firanką na podłogę.
Ciut się zdziwił, bo to nie tak miało wyjść.
Bo to miał być dziki, tygrysi skok na Klemensa
A wyszedł lot taki bardziej koszący.
Ale spoko. Antek nie pęka w takich sytuacjach.
Od razu usiłuje sprawić wrażenie, że wszystko było starannie zaplanowane i wyliczone.
A najlepiej takie coś pokazać, biorąc się za toaletę.
Liźnie łapkę, boczek, ogonek i już nikt nie pamięta tego upadku.
Tylko nie wiem czemu za każdym razem, gdy przypomnę sobie jego minę, gdy tak zawisł na sekundę w powietrzu zaklinowany w firance - jakoś tak chichot diableski we mnie wzbiera wzbiera
