Nienawidzę jesienno/zimowych ciuchów. Nie znoszę ich kupować. Nic mi się nie podoba w tych grubych swetrach, spodniach, szalach, czapkach. Od kilku lat chcę sobie kupić kurtkę, Wydatek to dla mnie duży. No i nie kupuje, bo mi się żadna nie podoba. Żadna, oczywiście w cenach, które mogłabym zaakceptować. Na kurtkę za 1000 zł mnie nie stać. Chociaż i z tych drogich mało co mi się podoba. Ja po prostu nie znoszę zimna, nie znoszę się grubo ubierać. Wszystkie te rzeczy są w ponurych kolorach - zobaczcie, co króluje teraz w sklepach: szarość, burość, ciemność. I grubość. Albo cieńkość, której nie mogę kupić, bo marznę. Marznę strasznie i muszę ubierać kilka warstw na siebie. I ile bym nie ubrała, to i tak mi zimno. Okropność.
I tym wesołym akcentem witam Was w piątek

Wczoraj byliśmy na szczepieniu z Joachimkiem. Jak to on zazwyczaj, oczywiście zrobił szoł i wprawił w zachwyt całą lecznicę. Jak czekaliśmy w poczekalni to mruczał tak, że tylko jego było słychać. Każdy stał i podziwiał i nawet panie które rozmawiały umilkły i zaczęły słuchać mruczenia Joachimka. Oczywiście każdy ciekawy zaczął zaglądać do transporterka a on wtedy łapki wyciągał i gruchał, że bałam się, że zachrypnie od tego, tak nadawał

W gabinecie tylko wylazł z transporterka i wetka na niego spojrzała, a on bach! na plecki i brzuchol do głaskania wystawił. Został wymiziany, wycałowany, szczepionkę to nawet nie zauważył, kiedy dostał. Obejrzany był dobrze, ząbki, węzły chłonne itd. Tylko osłuchać się go nie dało, bo tylko ten jego motorek słychać było

Barankami potraktował obie panie

Na koniec nie pogardził przysmaczkiem i chętnie by został dłużej, ale pacjenci byli i trzeba było się zbierać do domu

Panie powiedziały, że kiedyś muszę go przywieźć i chociaż na godzinkę im zostawić, żeby się mogły nacieszyć

Bałam sie o cukier, ale tylko leciutko miał podwyższony, że w zasadzie bez znaczenia, a dziś rano już w normie
