Beniaminek przeszedł samego siebie... Wczoraj wieczorem ugotowałam makaron razowy penne i zostawiłam na kuchence, oczywiście przykryty pokrywką. Oglądałam z mężem "Watahę", jakoś specjalnie nie zwróciłam uwagi na to, gdzie jest Benek (ale byłam spokojna, że na pewno nic nie je, bo przecież jedyny garnek, jaki pozostawiłam na kuchence JEST PRZYKRYTY POKRYWKĄ). Przychodzę do kuchni, patrzę - pokrywka odchylona (jak on to zrobił, że nikt z nas nie usłyszał???), makaron zjedzony w 3/4 (a porcja była taka konkretna). Mój mąż się strasznie wkurzył, nakrzyczał na Benka, tak że ten schował się pod stół i nie wyłaził przez godzinę. Ale potem przyszedł, udobruchał małża i zapomnieliśmy o sprawie.
DO DZISIAJ RANO...

Małż wyszedł o 5:40 na autobus do Wro. Beniaminek spał ze mną. Po czym nagle się zerwał na podłogę, zaczął wydawać z siebie niekocie dźwięki i zwymiotował 4 razy. Ale czym zwymiotował proszę państwa: NIE POGRYZIONYMI KAWAŁKAMI MAKARONU PENNE!!!!!!! One nawet nie były przegryzione na pół! Całe, caluśkie. Czyli on musiał po prostu to wszystko połknąć
Teraz jest taki biedny, nawet nie poszedł do kuchni jak Antoś jadł. Niechętnie zjadł swoje śniadanko i po raz pierwszy nie przyszedł do miski Elishy

teraz śpi taki wymęczony...