same kocury i tylko 2 samice. Pomogła mi martka złapać cholery. Sama bym też nie dała rady.
Ale potem, to już radziłam sobie sama z pomocą... naczelnika. Najbardziej utkwiło nam w pamięci,
jak jedna z panien, przy przenoszeniu z kenela do transportera, zwiała i latała po ścianach i żaluzjach

Złapaliśmy ją za pomocą ręcznika. Po zabiegu były u mnie w pracy 2 tyg., odkurowały się, odpasły i wróciły
do stada. Już więcej nie urodzą maluchów. Z czasem się okazało, że wcale nie były z nich takie dzikie dzicze.
Mogłam im spokojnie sprzątać kenel i przy okazji, którąś smyrnąć... Nie syczły, nie drapały, miłe kicie
i strasznie śliczne:

Teraz pracuję w innej części miasta. Tamto stado zostało ze swoim dziadkiem i jego córką. Mają dobrze,
jest piwnic i jedzenie, oby tylko nie pojawiła się żadna niewykastrowana samica...
No i niestety okolicy nowej siedziby mojej firmy też trzeba dokarmiać koty. Bezdomne koty są wszędzie

Pociesza mnie fakt, że nie jest ich aż tyle co w poprzednim miejscu, tylko 3, i że ktoś ze mną dokarmia, tylko
nie wiem jak ustalić kto.
Przygnębia mnie widok tych stworzeń, gdy czekają na zimnie o 7 rano

sierść, więc chyba jakoś poradzą sobie w zimie. Przejmuję się nimi, po każdym karmieniu o nich myślę, a nie
mam z kim na ich temat pogadać. Są naprawdę śliczne- szczególnie dwie-jedna biała, druga pingwinka,
maja tłuściutkie puchate ciałka i takie małe główki (a może to Ludwik ma dużą głowę

i widuję ją rzadziej. Ech.. nie powinno być kotów wolnozyjacych... Każdy powinien grzać doopke w pościeli...