ewar pisze:Nigdy nie miałam domu z ogródkiem, trudno mi więc dyskutować.W moim niewychodzącym mieszkaniu też różne rzeczy się mogą zdarzyć, takie jest życie.Moim jednak obowiązkiem jest zredukować niebezpieczeństwo do minimum.
Odpowiadam, że Czaruś nie jest typem szalonego kociaka.On nie łazi po meblach, nie szarpie firanek.Bawi się zabawkami.Nie był jeszcze na blacie w kuchni, inne koty owszem.Może jest za mały? Nie wiem,ale to słodki, grzeczny kociak.Nawet trochę jakby mu się odechciało atakować kotki.
Jak czytam opis Czarusia - mam przed oczami obraz naszego jednego byłego tymczaska - trzeba go było nosić na rękach ( w jakiejkolwiek pozycji, najlepiej na przedramieniu brzuchem do góry, a on tak zasypiał). Słodki był niesłychanie (tylko psocił "trochę" więcej niż Czaruś). Strasznie mięciutki, milutki, cieplutki, niezdający sobie sprawy z jakiegokolwiek zagrożenia (na tupnięcie noga kładł się na plecach i zaczynał radośnie mruczeć).
Są koty, które pewnie poradziłyby sobie na dworze, ale taki grzeczniutki i przymilny kotuś jak Czaruś nie oceni ryzyka...
Inna sprawa - może ktoś (np. my

) wydaje się być wariatem jak nie wypuszcza kota, a może, bo ma gdzie (pomijając czy okolica mniej lub bardziej spokojna). Jednak - kot mieszkający w domu ma i tak więcej przestrzeni dla siebie, więcej atrakcji, może pobiegać - niż kotek mający do swej dyspozycji mniejszy metraż. Więc to chyba nie jest takie "więzienie". Niemniej przyznam, że nawet u nas koty prawie zawsze siedzą (bawią się, śpią...) w tym pomieszczeniu gdzie jesteśmy my - nie chodzą po zakamarkach.
Są koty, co do których można w pewnych warunkach rozważyć wychodzenie, ale nigdy nie można przewidzieć wszystkich zagrożeń. Czarusia nigdy bym samego nie wypuściła.