Tydzień się nam bajecznie zaczął

, schodziłam rano po schodach i zobaczyłam że coś się rusza na wycieraczce piętro niżej, podeszłam bliżej i ze zdziwieniem dostrzegłam sikoreczkę, nie wiem skąd się tam wzięła, może wpadła przez uchylone okno na klatce schodowej, nie wiem też co się jej stało, ale widocznych śladów nie było

. Niewiele myśląc wzięłam małą do domu, wykazywała objawy lekkiego paraliżu, może wpadając uderzyła się w główkę, trudno to teraz ocenić

. Wpuściłam jej kilka kropelek wody do dzióbka, malutka otwarła oczka i zaczęła się skarżyć cichutkim głosem, coś musiało ją boleć

, zaczęłam się wybierać do weta, bo szczerze mówiąc o ptakach wiem bardzo mało

. Kiedy podeszłam do koszyczka sikoreczka już nie oddychała

, szybko zaczęła stygnąć, miałam jeszcze nadzieję, ale chyba się oszukiwałam

. Pochowałam ptasię pod drzewkiem i nie mogę przestać buczeć... cholerny świat.