Brązik jeszcze niedawno był dzikim dzikiem, całe życie jako bezdomny, przy ruchliwej ulicy, choć na wsi. Przyjeżdżamy tam na letnisko.
Pewnego dnia przyprowadziła go kotka sąsiada (3 domy dalej), którą dokarmiałam. To na pewno nie był jej syn (nie mogła mieć dzieci). Stowarzyszył się z nią, i tak przychodzili; latem dokarmiałam ja, zimą - sąsiadka, też zwierzolub wielki (ma 4 psy, wszystkie znajdy). Ale kiedy w zeszłym roku kota odeszła, to Brązik wyraźnie podupadł. Wiosną zastałam obraz nędzy i rozpaczy; uszy wystrzępione, sierść do kitu, ogonek jak sznurek. Tyle domów dookoła i nigdzie nie ma miejsca dla małego zwierzaka?! To tylko kot.

Odkarmiałam całe lato, oswajałam. Kotka była bardzo proludzka (miała superpanią, która zmarla na raka. Potem już o nią nikt nie dbał z wyjątkiem nas, sąsiadek), natomiast Brązik był dzikunem - syczał i pacał w wystawioną rękę, nie dał się dotknąć ani zbliżyć. Cóż, po prostu dawałam jedzenie, siadałam na schodkach, on jadł, obserwował. Z czasem zaczął siadać obok

Zaplanowałam łapankę. Miciuś został w Krk. Przyjechaliśmy z pieskiem Norkiem i transporterkiem, a kiedy zjawił się w ogródku Brązik, został aresztowany w domu. Telefon do weta, jutro kastracja i przegląd. Badanie krwi (wątroba, cukier - OK, nerki - obserwacja), czyszczenie zębów (wszystkie kły połamane!). Po powrocie - nauka kuwety. Egzamin - na piątkę (szóstkę)! Nauka życia w domu. Największy szok - TV: ludzie na ekranie. Nigdy tego nie widział. Teraz znowu stres, bo zmiana: z domu na letnisku do Krk (małe mieszkanko, maleńkie!). I dziwny, stary, dominujący kot. I sąsiedzi

Jak na razie w domu radzi sobie bardzo dobrze. Bardzo lubi pieska Norka.
Nie jest młody, być może ma 8-10 lat.
Nasz rozpuszczony jedynak, 17-letni senior Miciek Wrednowski tak daje popalić, że szkoda mówić

Bardzo mało śpimy, przez Mićka oczywiście.
Piesek Norek też nie jest najszczęśliwszy, że przybył ktoś do głaskania. "A ja?!"
Fota - z ulicy.
