Straszna bida z Teresiaka
Już pół roku jest leczona i wciąż jakaś franca w niej siedzi
Posiew zbliża się wielkimi krokami.
Teresiacza kita wciąż jeszcze nie wydobrzała. Zaraza schodzi w dół (na szczęście).
Maść trzeba wcierać pod włos, wśród wrzasków.
Smarowanie bez awantur, rzecz jasna, nie liczy się.
Diabeł wciąż ma rozdrapany kark, choć dzięki golfikowi rany poniżej łopatek już się zagoiły.
Chudy jak zakładka do książki, na eskapady wybiera głównie wąskie krawędzie mebli.
Szerokie autostrady podłogi to żadna przyjemność. Siedziska krzeseł są dla mięczaków.
Diabły już mają tak w naturze, iż wybierają na legowiska skrzyżowane szczebelki


Druga część stada wygląda dobrze.
Iguszka zdradziła kiedy głaskanie kota jest dopuszczalne: wyłącznie wtedy, gdy leży na tronie (wiklinowym koszu), wymoszczonym miękko kocami i poduszkami. Wówczas można z nią robić wszystko (całować też). Padają się wszelkie granice a brzuszek, dotąd starannie chroniony, czeka na pieszczoty.
Miki to szalona krówka, prowokator dzikich galopad i ani myśli o miłosnych kontaktach z człowiekiem. Przynajmniej teraz.
Ma inne sprawy na głowie. Nawet w czasie snu łepek pracuje.
Teraz ma w planach zdobycie szafy i łażenie wieszakom po ramionach

