byliśmy u Cioci Ani. Znaczy ja byłam, Muchomor i Georg. Muchomor został obejrzany i ukłuty, strzykawki dostaliśmy, czas na Georga, którego już po dość charakterystycznym wyciu w transporterze Ania rozpoznała. Tłumaczę, co i jak, że zasikane wszystko, że najbardziej podejrzany i że może by tak mocz do badania... Ania patrzy powątpiewająco: "
a w razie czego cewnik mu się da założyć?" Krzywię się z lekka, pewnie się nie da... No to nic, ciśniemy, bo pęcherz pełny. A gdzie tam! zaparł się zadnimi nogami, mordę pruł na zmianę warcząc i miaucząc i nie popuścił.
-
Szczaj, kretynie, bo ten pęcherz pęknie!-
Nie będę sikał! nie będę sikał! nie zesikam się i już! -
trudno, dawaj, spróbujemy cewnik założyćdalsze wycie pod niebiosa, szarpanie się, słyszę jak mu kości trzeszczą z napięcia, ręce mnie już bolą. Dycha na karku, ale łapy to on ma silne jak nie wiem, do tej pory z miejsca na 2 i pół metra w górę wyskoczyć, to dla Georga pikuś... Jest! jest cewnik w kocie. Ale nie leci

ledwo parę kropel. Zacisnął cewnik??? Impossible
-
podnieśmy go, niech stanie, może wtedy więcej pociekniestawiam kota, który dalej warczy i ogólnie wydaje wszelkie możliwe dźwięki wyrażające szczytową dezaprobatę. Nagle - cisza. Zamilkł. Patrzę, a Georgowa mordka robi tak
-
jak to? przecież nie sikam! to czemu coraz lżej? i coś mi tam leci, a Duża się cieszy i w kubek to wyleciane kradnie?
po kilkunastu minutach, spocona jak mysz wytarabaniam się z transporterami na zewnątrz. Przed drzwiami czeka ewa_mrau, jakiś pan i pani z pieskiem. Wszyscy mają miny jak pod gabinetem dentystycznym

Ewa cichutko mówi:
oj, głośno było... ano głośno. I Georg obrażony. Ale siki pobrane, wieczorem będzie wynik...