» Pon kwi 16, 2007 17:11
Już jestem.
Kaszmir słabieńki i biedniutki. Właśnie skoczyliśmy podawać kroplówkę. A teraz kocio zjadł trochę wołowiny, umył się i siedzi sobie na balkonie.
Jeszcze z pracy dzwoniłam do dr Niziołka, ale nie mógł rozmawiać, więc umówiliśmy się na telefon o 16.30.
Długo sobie porozmawialiśmy. Powiedziałam, że potrzebuję rady, bo nie chcę się w tym zagubić. Nie chcę stracić z oczu tego co najważniejsze. A najważniejszy w tym wszystkim jest przecież Kaszmir. Nie chcę trzymać go przy sobie na siłę, robiąc mu krzywdę.
Dr Rafał mówił, że ostatnie pół roku, które przeżył Kaszmir to i tak sukces, biorąc pod uwagę stan jego płuc i to, że choroba praktycznie ciągle postępuje. Mówił, że w przypadku Kaszmira duże znaczenie ma też to, że on z nami nie chce współpracować i całe to leczenie jest dla niego bardzo, bardzo stresujące.
Postanowiliśmy poczekać do piątku. Do piątku będziemy kota intensywnie płukać i zrobimy badanie krwi, żeby zobaczyć czy to coś dało. Jeśli będą efekty, pomyślimy co dalej. Jeśli zaś nie...postanowiłam, że koniec z kroplówkami. Postaramy sie wtedy wrócić do naszej metody na Najszczęśliwszego Kota Na Świecie i będziemy sie cieszyć sobą tyle ile będzie nam dane. Będziemy siedzieć sobie na balkonie, patrzeć na ptaszki i samochody, będziemy opowiadać sobie różne fantastyczne historie i cieszyć się z popołudniowego słońca. Będę mu mówić, ze jest moim maleńkim kotkiem i nic tego nie zmieni. Nigdy.
Tak bardzo bym chciała, żeby ten piątek nigdy nie nadszedł...

