vanesia1 pisze:Dzięki Ania))))
Tosia pojechała dziś jednak do weta. Próbowałam zrobić zastrzyk sama ale nie było mowy. Tosia znienacka podskakiwali z całej siły do góry o to juz się robiło niebezpieczne, bałam się żeby się tą igłą gdzieś nie dźgnęła, nie daj Boze w oko czy gdzieś .. Brrrr. Trochę w tej rozpaczy chciało mi się śmiać, bo próbowałam usadzic ją w pozycji na brzuszku, normalnie, tak jak kot sobie leży. A ona robiła się wiotka jak dziecko które jest niegrzeczne a rodzic koniecznie chce je postawić do pionuKładła się uparcie na plecki, otwierała pyszczek i wydawała paniczne dźwięki. Potem wskakiwali mi na ręce jak małe dziecko i kładła mi lebek na ramieniu ...
Trwała ta impreza dłużej niż było to warte zachodu, wiec zabrałam ją w transporterek i do weta. W 3 minuty było po wszystkim. Wniosek? Wczoraj miałam po prostu szczęście głupiego
No cóż, do czwartku jeszcze 3 dni, musimy dać radę.
może to też kwestia tego innego weta?
już tylko 3 więc spokojnie dacie radę
