To jedziemy z tym koksem
Pomyślałyśmy z Anią (Birfanką), że podjedziemy sobie do Leżajska obejrzeć grób słynnego cadyka Elimelecha. Miejsce sławne i wielce popularny cel chasydzkich pielgrzymek. Od lat miałam na te odwiedziny ochotę tylko jakoś mi w tamte strony nie było po drodze. Ale stało się, zrobiło sie po drodze, wyruszyłyśmy.
Pierwsze zdziwienie to takie, że nie ma przy wjeździe do Leżajska żadnych, ale to żadnych wskazówek jak dotrzeć na miejsce. No ale kto sobie lepiej poradzi jak nie my? Schwytany w sidła miejscowy język wskazał nam drogę, a raczej kierunek, ale i tak się bez blądzenia nie obeszlo bo akurat wskazywał nam z zupełnie innej strony miasta. Schwytany ponownie język (ukłon w stronę pepeszystów z odchyleniem feministycznym - języczka to była, samiczka znaczy się) pozwolił już bez problemu dotrzeć na miejsce. No dobra, to ruszamy składać
kwitełe i prosić cadyka o rózne dobra materialne i nie
Ładnie ogrodzony teren cmentarza, wewnątrz widoczny budyneczek z grobem - zaznaczyć należy, że architektonicznie mało ciekawy, no ale
genius loci w tym przypadku najważniejszy czyli furda tam z architekturą.
Już się zrobiło egzotycznie na samym parkingu bo ortodoks szedł od cmentarza i czegoś strasznie sobie czochrał długie włosy, obejmował się za głowę i generalnie wyglądał na cierpiacego. Niestety nie zdążyłyśmy go dopaść, zanim zaparkowałam zdematerializował się.
Podchodzimy do bramy cmentarza, zamkłe

znaczy się zamkniete mimo, iż godziny jeszcze się zgadzają i niby można odwiedzić Elimelecha. Na bramie tabliczka fundacji zajmujacej się odnawianiem różnych żydowskich zabytków oraz kartki z numerami telefonów pod które można dzwonić aby wejść do środka.
Dzwonię zatem.
Szalom, słyszę w słuchawce, no to odpowiadam grzecznie -
szalom. Gość gada do mnie po hebrajsku, no nie, tego nie posiadam poza kilkoma przypadkowymi słowami. Ale on wydobywa z siebie łamaną polszczyznę i odsyła pod drugi nr telefomu widniejący na bramie. Dzwonię.
Szalom, mówi kobieta,
szalom odpowiadam grzecznie i po raz drugi tlumaczę o co mi chodzi. No nie, pani obsługuje wyłacznie w hebrajskim, ale przytomnie oddaje słuchawkę kommuś innemu. No to kolejny raz tłumaczę, że własnie jesteśmy pod bramą i bardzo chcemy odwiedzić grób cadyka. Czy można? Trzeba! Słyszę odpowiedź. No to uff, myślę sobie naiwnie. Czekamy.
Po kilku minutach pojawiają się trzy osoby. Dwóch mężczyzn, chasydów, w chałatach, jeden w futrzanej czapie, drugi w kapeluszu. Popatrzyli na nas i cofnęli się jak diabeł przed święconą wodą, a fuj! Kobiety
Szczęśliwie osoba nr 3 była kobietą i przed nami się nie cofała. Też ortodoksyjna żydówka, w peruce, ubrana dość szczelnie, żeby nie prowokować, nie gorszyć i takie tam. Mój angielski kiepski jest, ale szczęśliwie i ona nie mówi z wybitnym oksfordzkim akcentem więc się możemy dogadać. Tłumaczę po raz kolejny, że bardzo chcemy odwiedzić grób cadyka, czy można? Tak, za chwilkę. Ok.
I pada pytanie - czy jesteśmy żydówkami? Nie, jesteśmy chrześcijankami. Dalsza część rozmowy przestaje być normalna, przypomina przesłuchanie przez złego glinę. Dlaczego? Pyta pani w peruce oskarżycielskim tonem. Co dlaczego? No dlaczego chcemy zobaczyć to miejsce skoro jesteśmy chrześcijankami? Bo to słynny człowiek, przyjechałyśmy z daleka i bardzo chciałyśmy odwiedzić miejsce jego spoczynku. Czy możemy zobaczyć? Tak. No i super. Czekamy.
Summa summarum okazuje się, że nie wejdziemy. Myślalam, że do samego grobu i to mnie nawet jakoś nie bulwersuje, bo i wcześniej zastanawiałam się czy goje i kobiety mogą tam w ogóle wchodzić. Trójka idzie w kierunku bramy, pani potwierdza, że możemy sobie obejrzeć po czym zatrzaskują nam furtkę przed nosem

Okazuje się, że możemy sobie obejrzeć zza płotu, co pogardliwym i niegrzecznym tonem przekazuje nam ten w kapeluszu.
Byli niemili, bez żadnego powodu bo przecież my zachowywałyśmy się normalnie czyli grzecznie. W tonie pani pobrzmiewała bezzasadna agresja i w ogóle było to nieprzyjemne spotkanie. Odjechałyśmy jak niepyszne.
Ale tak byłysmy zbulwersowane i pełne niedowierzania w stosunku do tego co nas spotkało, że postanowiłam zasięgnąć informacji u źródła, żeby sprawdzić czy pochasydzkie zabytki należy sobie odpuścić z klucza. Po powrocie do Łodzi zadzwoniłam do Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, żeby się upewnić czy chasydzkie wyłącznie dla chasydów, czy może inni też mogą je zwiedzać. Bardzo miły pan objasnił mi, że to bzdura. Grób Elimelecha można zwiedzać, można wchodzić do środka, nie ma żadnych ograniczeń co do płci czy wyznania. Cmentarz wewnątrz którego stoi budynek grobowca jest, jak mnie poinformował, cmentarzem chrześcijańsko żydowskim, a wszystko ładnie przez Fundację odnowione i uporządkowane, i wszystko dla ludzi, żeby zapoznawali się z historią i tradycją regionu. Tak, mieli i wcześniej takie sygnały, że ortodoksi uzurpuja sobie prawo do tego miejsca. No tak, my nie wiedziałysmy, a i tak trudno się szarpać czy awanturować pod cmentarzem. Opiekunem obiektu pod auspicjami tejże Fundacji, jest pan Henryk Śleboda, a jego nr telefonu widnieje na bramie. Nie widnieje, poinformowałam miłego pana, dzwoniłam pod wszystkie nr telefonów tam podane, widocznie zdjęli ten nr celowo, żeby ewentualni zwiedzający nie mogli sie skontaktować z opiekunem. Następnym razem będę dzwonić do Fundacji przed wyjazdem, żeby zapisać właściwy numer telefonu i na miejscu uniknąć kłopotów z ortodoksami. I każdemu, kto chciałby tamte miejsca odwiedzać polecam wcześniejszy kontakt z Fundacją
Własnie oddalają się z godnością po zatrzaśnięciu nam furtki przed nosem

I tak się niestety zakończyła nasza przygoda z cadykiem, zanim sie w ogóle zaczęła
