Dziękuję wszystkim za kciuki .
Dzisiaj odsypiałem. Wstałem o 8,ogarnąłem koty, wypiłem resztę zimnej kawy z wczoraj , włączyłem jakiś film i dalej spać . Wstałem o 12:30 co mi się nie zdarza
Wyciągnąłem z garażu ten lepszy samochód i pojechałem na zakupy.
Ale po drodze czuję że coś nie tak pachnie . Otworzyłem okno i jadę dalej , po chwili dotarłem na parking pod Dino (ale nie na Wilanowie)

Na parkingu stało kilka samochodów ,zaparkowałem na środku ,na słoneczku.
Otwieram tylne drzwi ,zaglądam ,nic nie ma ,czysto ,na podszybiu również. Idę do bagażnika bo tam praktycznie nie zaglądam .Otwieram ,po bokach stoją cztery wory po 10 kg suchej karmy dla kotów z pracy a na środku taka plastikowa skrzynka w której jest klucz do kół i inne bzdety a na wierzchu leżą dwie materiałowe maty ,takie do położenia na ziemi gdyby trzeba było coś naprawić aby dociągnąć do domu.
Wyciągam te maty , kładę na ziemi ,rozdzielam a tam patrzą na mnie dwie zdziwione mordki myszy

leśnych . Pełno odchodów a pod skrzynką na gumowej macie takie strużki mokre ,jakby sikały.
Po chwili zaskoczenia myszy popędziły w stronę sklepu (w promieniach słońca mają bardzo ładne futerka),ja jeszcze podniosłem worki z karmą ale więcej nie było . Wrzuciłem wszystko do bagażnika i idę do sklepu. Szybko mi poszło i za 10 minut wracam do samochodu. Z daleka widzę że coś jest pod kołem ,myślę sobie było czysto ,żadnego kamienia nie było ,podchodzę bliżej ,patrzę a to jedna z nich wróciła i czeka na taksówkę

. jak podszedłem bliżej to uciekła .
Wróciłem ,zakupy do domu ,i do garażu .Wywaliłem wszystko z bagażnika ale niczego więcej nie znalazłem . Nie wiem też którędy się tam dostały.
Że mieszkały w garażu to wiedziałem bo je nie raz widywałem ,są bardzo ładne i inteligentne , ale z przeprowadzką do samochodu to już przegięły .
Kupuję żywołapkę i będę miał powód aby raz dziennie iść do garażu i sprawdzić czy coś się złapało,a jak się złapało to wywieźć do lasu i wypuścić,ale daleko . Wyczytałem że co najmniej kilometr bo cholery wrócą .