NatjaSNB pisze:Jesu, biedna Ania

U mnie tak było z podawaniem tabletki do pyszczka, tego ostatniego antybiotyku. Kot się pienił, zwiewał przed nami, a ja płakałam.
Podziwiam się, że zdecydowałaś się na samodzielne wykonywanie zastrzyków, bądź dzielna bo to dla jej dobra!
Dzięki Madzia. No kurczę, bo pomyślałam sobie - że większy stres jest dla kota jak się go dodatkowo wsadza w transporter, jedzie z nim samochodem, wyciąga w obcym miejscu pełnym zapachów i kłuje obcy człowiek pachnący innymi zwierzętami, w dodatku nie mający czasu na to, żeby na spokojnie i delikatnie (czyli tak jak tylko ja potrafię

) obejść się z kotem. Nie wiem czy mam rację, ale tak mi się wydawało.
Bardzo to jest trudne, nie umiałabym tego robić na dłuższą metę, np. kotu z cukrzycą. Inna sprawa jest taka, że jak widziałam inne koty to żaden tak histerycznie nie reagował
Będę od dzisiaj dawać Tosi po trochę tryptophanu, na uspokojenie. Do tej pory się wzbraniałam, bo nie chciałam zbyt wielu leków jej podawać, ale może jej nie zaszkodzi a przynajmniej trochę ją rozluźni. Jak skończymy tą serię zastrzyków chyba wychylę coś głębszego z radości
