wstawam 7.30, ocząt rozkleić nie mogę, rozkuwać meselkiem próbuję,
gufno, spuchnięte jak u eskimosa, rozstworzyć ni prośbom ni siłom sieu nie kcom, w
mniendzyczasie Gizmonia wrzask "GŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOOODNYYYYYYYYYYYYYYY!!!!!!!!" przybrał na sile, mięcho sie szybciej rozmrażać nie chce, cholerne, a na kieliszkach z parapetówy pojawiają się rysy... nie widze na oczy, ale zgrywam foty, rzucam ochłp kotom i zapierdalam do Bydgoszczy, po ośmiu godzinach macania jak slepy kret po klawiaturze pakuje tyłek w pekaes i wracam do Piernikowa, jak na złość - bus się musi spóźnić dzisiaj akurat, bo się kurna spieszę, mega korki - no bo przecież DZIEŃ BEZ SAMOCHODA DZIŚ WYPADA! A POLAK PRZEKORNY PRZECIEŻ JEZD!! i czerwona fala aż do fordonu...
wracam z ozorem u pasa - bo fuche trza poprawić migiem i wysłać, poprawiam, komp wisi, chcę wysłać, net się ślimaczy, upload nie działa, załącznika ni jednego przesłać nie mogę, eftep padł,
qrvica mię, że tak powiem, strzykła, taksę biore i zasuwam do rodziców z ich neta skorzystać, w taksówie sieu rozklejam i rozmazuję tusz do rzęs gdzie się da, żeby gościu szybciej jechał, gościu szybciej jedzie i przydzwaniamy w znak drogowy, bo ślisko...
wpadam do rodziców w jednym kawałku, wysyłam załącznika do naświetlarni, dzwonię czy doszło, mówią że doszło, dzwonię za godzinę, czy można odbierać kliszę, i co słyszę? że pierdolnou im serwer i poczta nie dochodziła... ślę jeszcze raz zatem, a cholerny czas jakoś zwolnic nie chce, złośliwie chyba...
no, to tak w skrócie o dzisiaj...
jak ktoś ma jeszcze jakieś pytania, lub dziwuje sieu:
"jakże można miec doła w tak pieuknych przyrody okolicznościach?", bądź też dysponuje zbędnym
Megatulkiem Nuclear Power CSS - to zapraszam...
