Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 01, 2013 18:02 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Tylko, że dzisiaj byłam tak osłabiona, że z trudem mogłam zrobić parę kroków i już prawie mdlałam, a serce waliło mi, jakbym weszła na K2 :evil:

Teraz jest już trochę lepiej :D

mb

 
Posty: 9998
Od: Czw kwi 13, 2006 5:51
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw sie 01, 2013 19:35 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

mb pisze:Tylko, że dzisiaj byłam tak osłabiona, że z trudem mogłam zrobić parę kroków i już prawie mdlałam, a serce waliło mi, jakbym weszła na K2 :evil:

Teraz jest już trochę lepiej :D

Jeszcze osłabiona jesteś i uważaj na siebie i się nie forsuj.
Te pogody też są okropne, mam dosyć tych upałów.

Zdrówka Marysiu :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Obrazek Obrazek

Kłamstwo jest jedyną ucieczką słabych. Stendhal
Wątek Łopatą i do piachu ku przestrodze o zaufaniu i podłości ludzkiej bez granic, ale i szczęśliwym zakończeniu :) :) :)
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1& ... &start=960

Anna61

 
Posty: 40409
Od: Nie lis 25, 2007 20:27
Lokalizacja: Pabianice

Post » Czw sie 01, 2013 20:14 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

mb, ale Ci się przytrafiło - choroba w taki upał, wracaj szybko do zdrowia. I pamiętaj proszę o tym, żeby dużo pić, gorączka, upał i łatwo się odwodnić.

Joako

 
Posty: 3275
Od: Wto cze 19, 2007 7:59
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt sie 02, 2013 8:01 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Dzięki za życzenia :D

Robię co się da, żeby wykaraskać się z tego 8)

mb

 
Posty: 9998
Od: Czw kwi 13, 2006 5:51
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sie 02, 2013 8:20 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Brawo! Walcz Marysiu, lata szkoda :)
Obrazek Obrazek

Edyszka

 
Posty: 3551
Od: Pt lut 13, 2009 15:32
Lokalizacja: Śląsk

Post » Pt sie 02, 2013 8:42 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Ale Cię dopadło. :(

Mocne kciuki za zdrowie! :ok: :ok: :ok:
Obrazek

grrr...

 
Posty: 15640
Od: Pon paź 09, 2006 19:32
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sie 02, 2013 16:32 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Został mi już tylko kaszel i resztki kataru.

Odgłosy, które wydaję w związku z powyższymi :wink: , wprawiły Tyśkę w osłupienie :ryk:

mb

 
Posty: 9998
Od: Czw kwi 13, 2006 5:51
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 03, 2013 10:46 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Wątek nieuchronnie zbliża się do końca, a więc czas zrobić to, co kiedyś obiecałam: opowiedzieć, dlaczego sprzedałam poprzednie mieszkanie. A jest to historia godna opowiedzenia, i ciekawa, i pouczająca - bardzo.

Poprzednie mieszkanie kupiłam jesienią 2006 roku. Było to mieszkanie w budynku wykonanym w technologii kanadyjskiej (szkieletowej), czyli technologii niezbyt w Polsce popularnej, także ze względu na ogrzewania elektryczne. Mnie się to akurat podobało. Budynek miał wtedy około 5 lat.
Naczytałam się sporo o ryzyku związanym z zakupem mieszkań na rynku wtórnym, ale ja sobie optymistycznie myślałam, że budynek stosunkowo nowy, ładny, zamieszkały, nie może kryć jakichś szczególnych tajemnic.
Cóż, właściciele na pewno wiedzieli więcej, niż mówili, a i pośrednik (jeden z czołowych w Krakowie) nie wysilił się ze sprawdzeniem, więc pierwsza sprawa wyszła na jaw już w momencie podpisywania umowy sprzedaży. Okazało, że wyłączne korzystanie z ogródka nie było w żaden sposób uwzględnione w KW, a przez to nie mogło być o tym także wzmianki w akcie notarialnym. Zdenerwowało mnie to tylko trochę, bo od nowych sąsiadów dowiedziałam się, że płacili oni deweloperowi około 20 tysięcy za tę wyłączność i korzystanie z ogródków na tych zasadach było kwestą bezsporną.

Następnie okazało się, że zakupiłam mieszkanie w jednej z legendarnych wręcz inwestycji firmy Accord, która to firma splajtowała, a jej prezes uciekł za granicę czy „siedział” – wersje były różne. Efektem tej plajty były długi nadal ciążące na nieruchomości: w naszym budynku były to obciążone długiem stanowiska w garażu podziemnym, które można było sprzedać w drodze licytacji, ale nikt się tego nie podejmował, bo organizujący licytację poniósłby jej koszty, a dochód ze sprzedaży poszedłby na pokrycie długów dewelopera (skarbówka, ZUS itp.). Właściciele użytkowali te stanowiska bez wykupu. Też się tym zbytnio nie przejęłam. Dopiero, gdy już sprzedawałam to mieszkanie, od swojej pośredniczki dowiedziałam się, że w tym budynku są także mieszkania obciążone długiem dewelopera – na szczęście moje mieszkanie do nich nie należało. Można tylko powiedzieć: „Głupi ma szczęście”.

Kolejną sprawą, która wytrąciła mnie wreszcie na pewien czas z równowagi, był fakt, że budynek nie posiadał pozwolenia na użytkowanie. Projektant odstąpił od nadzoru już w trakcie realizacji, ze względu na znaczne, niekorzystne odstępstwa wykonawcy od projektu. Uzyskanie pozwolenia było prawie niemożliwe, bo zaginęła dokumentacja techniczna i sprawę trzeba by było prowadzić od początku, to znaczy od uzyskania zezwolenia na budowę, a nikt nie chciał się tego podjąć za cenę niższą niż 300 tysięcy. Z czasem uspokoiłam się – sprawa była znana i nadzorowi budowlanemu, i miastu. Pobierano od nas podatek od nieruchomości, jak gdyby nigdy nic. Jednak mieszkanie w samowoli budowlanej (choć istniejącej już 11 lat) sprawiało mi pewien – że tak to określę – dyskomfort psychiczny.

Tak przedstawiały się kwestie techniczno-prawne, a teraz przechodzimy do spraw „bytowych”.
Wspólnota składała się z dwóch budynków i liczyła 42 właścicieli. Co najmniej 1/3 mieszkań była wynajmowana. Ich właściciele mieli wszystko gdzieś. Duża część pozostałych właścicieli miała wszystko gdzieś także. Z tego powodu na zebrania wspólnoty przychodziło od 5 do 15 osób. Niczego nie można było uchwalić i zrobić. Nawet nie można było przez 11 lat pomalować klatki schodowej, która wyglądała jak obrośnięta brudem. Dopiero po mojej wyprowadzce klatka została wreszcie pomalowana i zrobiono izolację garażu przed zalewaniem wodą deszczową, bo dalsze nicnierobienie groziło dewastacją budynku. Natomiast sprawa szczególnie ważna dla mnie nie została załatwiona do dzisiaj. Chodzi o poprawienie remontu tarasu na 3 piętrze, przez który było i jest zalewane mieszkanie na 2 piętrze w moim pionie, a który to remont musiał być prowadzony z mojego ogródka, co łączyło się z jego dewastacją. Przez 3 lata właścicielki tych mieszkań, administrator i firma remontowa nie mogli dojść do porozumienia i gdy skończyła się rękojmia, właścicielka mieszkania zalewanego zaczęła zgłaszać szkody swojemu ubezpieczycielowi, a on obciążał ubezpieczenie wspólnoty. I tak zamiast naprawić za darmo w ramach rękojmi, dopuszczono do tego, że dwie firmy ubezpieczeniowe żywiły się kosztem wspólnoty. A ja dalej czekałam, jak kretyn, z renowacją trawnika, na decyzję, czy remont zostanie wreszcie kiedyś przeprowadzony. Bo oczywiście zniszczenie trawnika – „mojego” – wspólnoty nie obchodziło, zresztą jak i inne rzeczy, z którymi byłam zdana tylko na siebie.

mb

 
Posty: 9998
Od: Czw kwi 13, 2006 5:51
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 03, 2013 10:47 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

No i dochodzimy do sprawy sąsiedztwa.
W moim pionie, na 2 piętrze mieszkała i mieszka kulturalna, sympatyczna pani, prezes jakiejś fundacji. Natomiast właściciel mieszkania na 1 piętrze wyjechał (podobno czasowo) do Australii, a mieszkanie udostępnił krewnym czy znajomym z rodzinnych stron, czyli z okolic Ostrowca Świętokrzyskiego. Byli to ludzie dwudziestoparoletni, on i ona – początkowo jego dziewczyna, a pod koniec – żona. Początkowo, gdy ona wyjeżdżała na dłużej, on urządzał imprezy, od których meble się przesuwały u mnie, a z sąsiednich budynków ludzie krzyczeli, protestując. U nas nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał – bo w zasadzie najgorzej miałam ja i ta pani z 2 piętra. Pewnej letniej nocy ta pani odważyła się zapukać do nich, podczas takiej zabawy, a gdy oni pijaną grupą poszli do niej pod drzwi z awanturą, że śmie do nich pukać – wezwała policję. Potem on urządził rano pokazówkę pod hasłem „w dzień wszystko wolno mi robić” (do dziś żałuję, że nie nagrałam tego komórką – byłby przebój na youtubie), a ja poinformowałam administratora i dzielnicowego. Jakiś czas później pani z 2 piętra jeszcze raz wzywała dzielnicowego i po jego kolejnej wizycie z imprezami się skończyło, a przy okazji okazało się, że ta dziewczyna nie miała pojęcia, że podczas jej nieobecności ukochany tak wesoło spędza czas. Co prawda, jeszcze przez jakiś czas ów sympatyczny człowiek i jego koledzy dzwonili domofonem do sąsiadki z 2 piętra, krzycząc „policja!” a mnie walili w drzwi, ale i to się wreszcie skończyło. Oczywiście właściciel mieszkania był o tym wszystkim informowany przez administratora, na naszą prośbę, a pani z 2 piętra namierzyła go nawet na skype i ucięła sobie z nim pogawędkę, która, jak przewidywałam bardzo słusznie, skończyła się tym, że pan ten zasugerował jej, że jesteśmy dwiema samotnymi, zdziwaczałymi babami, które czepiają się boguduchawinnych, młodych ludzi, z czystej zawiści.

Kolejną sprawą było to, że ten najemca z 1 piętra, współwłaściciel pasieki, przez cały czas, prowadził sobie w tym mieszkanku pomocniczy magazyn miodu z rozlewnią i miód ten sprzedawał na placach targowych w Krakowie. W garażu zrobił sobie skład opakowań, półproduktów, materiałów pomocniczych itp. W lutym 2011 roku działalności tej poświęcił się bez reszty. Oznaczało to bezustanny łomot na stropie (drewnianym), bieganinę w ciężkich butach od świtu do nocy, łącznie z sobotami i niedzielami, wnoszenie, wynoszenie, przesuwanie, łomoty skrzynek załadowanych słoikami z miodem, mycie wszystkiego w łazience (razem z WC), topienie miodu i wirowanie – były także w mieszkaniu zbiorniki ze stali kwasoodpornej.
Od początku sąsiedzi mówili mi, że w tym mieszkaniu dzieje się coś nietypowego, ale mnie to nie interesowało, do czasu gdy okazało się, że z powodu tych hałasów, w moim mieszkaniu nie można żyć normalnie. Rozeznałam sprawę i wiedziałam, że to wszystko jest niezgodne z prawem budowlanym, przepisami sanitarnymi i weterynaryjnymi (miód to odzwierzęcy produkt spożywczy), a także skarbowymi. Oczywiście administrator nie mógł z tym nic zrobić, a zarząd wspólnoty miał to gdzieś. Na moją prośbę administrator zwrócił się właściciela, który oczywiście mnie wyśmiał.

W tej sytuacji postanowiłam zadziałać radykalnie: wiosną 2012 zwróciłam się do adwokata o pomoc w postaci listu adwokackiego (pisanie skarg do instytucji narażało mnie na odwet ze strony najemcy). Musiałam to jakoś załatwić, bo nawet gdybym postanowiła się wyprowadzić, nie potrafiłabym sprzedać komuś mieszkania, zatajając coś takiego. List został wysłany na adres domowy oraz na adres e-mail właściciela.
Listu nigdy z poczty nie odebrano, natomiast odpowiedź na e-mail od właściciela dostałam po około 10 dniach.
Odpowiedź ta była pełna dziwnych inwektyw, zawierała krytykę języka prawniczego (jakości tej polszczyzny, poprawnej zresztą), użytego w liście i sprawiała wrażenie, że mam do czynienia z człowiekiem niezrównoważonym, do którego treść listu adwokackiego (żądanie zaprzestania prowadzenia działalności gospodarczej niezgodnej z przeznaczeniem nieruchomości) w ogóle nie dotarła.
Przez kilka dni zastanawiałam się, czy w ogóle coś odpisywać, a jeśli tak, to co właściwie i w celach rozrywkowych pokazałam tego maila pewnej znajomej z pracy. No i okazało się, że prawdą jest, że świat jest mały, a życie pełne niespodzianek. Otóż ten pan okazał się być jej kolegą ze studiów (filologia polska). Jak stwierdziła – zawsze był zadufany i arogancki i trzymał się od reszty kolegów z daleka, traktując ich z pogardliwą wyższością. Miał wielkie ambicje literackie, z których jednak nic nie wyszło i rozgoryczony, wyjechał na antypody z żoną Australijką i dwójką dzieci – tu wszystko się zgadzało, łącznie z krytyką polszczyzny, a jego nazwisko jest bardzo rzadko spotykane.
Odpisałam mu więc wreszcie, powtarzając w skrócie treść listu adwokackiego, oczywiście językiem literackim i wyszukanym, ha, ha, ha! Wymieniliśmy maile coś ze 3 razy, ja pozostawałam niewzruszona, co do zarzutów, a on na koniec wypisywał mi takie bzdury, jak wzywanie do walki z adwokatami, bankierami i całym podobnym złem tego świata. Widząc, że mam do czynienia z regularnym paranoikiem, który wszystkich podejrzewa o knucie na jego szkodę, już po pierwszej odpowiedzi podjęłam decyzję o sprzedaży mieszkania. Wiedziałam, że nawet jeśli „pszczelarz” się wyprowadzi, to zagrożenie powrotem tego świra z obczyzny, nie pozwoli mi już spędzić ani jednej spokojnej nocy w tym mieszkaniu.
„Pszczelarz” zabrał się z tego mieszkania już 31 lipca, a mieszkanie zostało wyremontowane przez rodzinę „Australijczyka” i wynajęte od października (wiem to od byłej sąsiadki z 2 piętra).
Ja swoje mieszkanie sprzedałam nie zatajając niczego, za cenę stosunkowa niską, która jednak okazała się dla mnie bardzo opłacalna. I teraz tylko żałuję, że nie miałam możliwości zrobić tego wcześniej.

mb

 
Posty: 9998
Od: Czw kwi 13, 2006 5:51
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 03, 2013 12:51 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Marysiu, przestaję narzekać na moją wspólnotę i sąsiadów....
Obrazek Obrazek

Edyszka

 
Posty: 3551
Od: Pt lut 13, 2009 15:32
Lokalizacja: Śląsk

Post » Sob sie 03, 2013 12:51 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Marysiu, przestaję narzekać na moją wspólnotę i sąsiadów....
Obrazek Obrazek

Edyszka

 
Posty: 3551
Od: Pt lut 13, 2009 15:32
Lokalizacja: Śląsk

Post » Sob sie 03, 2013 19:51 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Jak się trafią parapety miast ludzi, to faktycznie kicha :(
Niezła historia...


Zdrowia życzę! :ok:

EwKo

 
Posty: 7319
Od: Śro paź 19, 2005 21:52
Lokalizacja: Górny Śląsk

Post » Sob sie 03, 2013 20:00 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Ja to mam wręcz idealnie, no może było, bo odkąd mam nowych sąsiadów nad sobą to od rana do wieczora słychać bieganinę dziecka, to to też nie jest idealnie.
Na szczęście ja mieszkam na parterze i dudnienia małych stópek moich kotów nie słychać na dole. :wink:
Obrazek Obrazek

Kłamstwo jest jedyną ucieczką słabych. Stendhal
Wątek Łopatą i do piachu ku przestrodze o zaufaniu i podłości ludzkiej bez granic, ale i szczęśliwym zakończeniu :) :) :)
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1& ... &start=960

Anna61

 
Posty: 40409
Od: Nie lis 25, 2007 20:27
Lokalizacja: Pabianice

Post » Sob sie 03, 2013 20:05 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Dziecięce kopytka w przedbiegach przegrywają z odgłosami wydawanymi przez kocie stópki :twisted:

EwKo

 
Posty: 7319
Od: Śro paź 19, 2005 21:52
Lokalizacja: Górny Śląsk

Post » Sob sie 03, 2013 20:05 Re: Bez Bombilli i reszty - Kropcia i Tysia

Oj, dobrze zrobiłaś, że rzuciłaś tamto towarzystwo. Horror jakowyś! A ja tylko widziałem koci raj na zdjciach w ogródku...
Spopkojnego mieszkania na nowym!

weatherwax

 
Posty: 1844
Od: Pon lip 12, 2004 8:29
Lokalizacja: Chorzów

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Wojtek i 65 gości