Dzień był nerwowy jak rzadko. Powróciwszy do domu miałam tylko jedno pragnienie: wymordować natychmiast połowę ludzkiej populacji, a drugą wystrzelić na orbitę okołoziemską. A potem rozpłakać się, bardzo, bardzo...

Nim dojdzie do katastrofy postanowiłam uciec w świat farmacji i niezwłocznie sięgnęłam po zakurzoną flaszeczkę mieszanki ziołowej Sedomix.
W powietrzu zawisł charakterystyczny, ostry zapach ziół, a w kuchni zmaterializował się dziwnie podniecony Kiteczek. Chwilę podreptał łapkami w miejscu jak hiszpański koń na pokazie, po czym z chrapliwym mraukiem długim susem wskoczył na blat. Natarczywie wpakował nos do kubka, co samo w sobie nie jest niczym niezwykłym - bez dogłębnej kontroli nie może odbyć się żaden napitek. Tym razem jednak nie skończyło się na obwąchiwaniu. Rudy z szaleństwem płonącym w żółtych oczach próbował dobrać się do cuchnącego płynu. Wyciągał języczek sapiąc w ekstazie, trykał głową, oblizywał kubek i w sposób widoczny drżał. Czym prędzej przełknęłam zawartość i umyłam kubek płynem, co jednak nie wpłynęło w sposób istotny na zachowanie kota.
Podejrzliwie zerknęłam na etykietkę mieszanki, sprawdzając zawartość...no tak... waleriana...

Odstawiłam flaszkę na górną półkę, tymczasem rudy przywoływał Wielkiego Ducha. Kręcił się w kółko przytupując raźno, lizał blat, na który - jestem pewna- nie uroniłam ani kropelki płynu, przewracał się na grzbiecik i majtał nóżkami w ekstazie. Za chwilę przybiegł do pokoju, wpakował się na kolana mrucząc, pomiaukując i ocierając się namiętnie. Jakby tego było mało po chwili wskoczył mi na kark i ... ugryzł

. Co to to nie! Nie dość że narkoman, to jeszcze zboczeniec. Ochłoń trochę chłopcze – rzekłam, odsuwając kota na bezpieczną odległość.
Orgiastyczny taniec na dywanie trwał dwadzieścia minut, po czym kot oprzytomniał. Powrót do trzeźwości nie jest przyjemny, wie to chyba każdy, komu zdarzyło się być na lekkim rauszu, a potem boleśnie wychodził z tego błogiego stanu, kiedy świat zdaje się być daleko bardziej przyjaznym miejscem, niż jest w istocie. Kit z determinacją ruszył do kuchni

Wszedł na blat, oparł łapki o górną półkę i w sposób całkowicie czytelny usiłował dosięgnąć buteleczki z uwięzionym eliksirem szczęścia. Powietrze przeszyło żałosne MIAU! Stało się dla mnie jasne, że jeszcze jedna taka wpadka, a Kit będzie musiał szukać pomocy w poradni dla uzależnionych
Sedomix trafił do sejfu, a ja szukam odpowiedzi na dręcząco mnie zagadkę: co takiego jest walerianie, co przeistoczyło mojego kochanego mruczusia w prawdziwego demona. Ktoś miał do czynienia z uzależnonym kotem? I czy takie nawąchanie może mu zaszkodzić?