Pewien znajomy Zajączek nie przestraszył się śniegów i dostarczył sierściakom prezent

Jeśli Zajączek znajdzie chwilę czasu i tu zajrzy - dziękujemy raz jeszcze!
Zacznijmy od tego, że kiedy karton z zawartoscią znalazł się w mieszkaniu - trzy futra przeszły wyłącznie na odbiór i poszukiwanie śladów bytności INNYCH kotów. Nie wiem, czy znalazły, ale wszystko zostało dokłądnie pozaznaczane
Karton krył koci wodopój
Jeszcze nie zdążyłam podłączyc do prądu, a Tośka już próbowała, jak smakuje woda, którą zalałam miskę

Normalnie kot po miesięcznym pobycie na pustyni ...

Wychodzi, że im płynów skąpię
Fontanna znalazła miejsce w pokoju i się zaczęło

Tośka podeszła do sprawy praktycznie: o! woda! trza pić, póki jest, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zabiorą (

); spijała i z miski, i z kopuły... obeszła wszystko dookoła, bo a nuż z drugiej strony jakaś inna woda leci?
Klunia najpierw obserwowała...
Potem zgłębiała techniczną stronę machiny: o, tu chyba nie docisnęła, bo pęcherzyk powietrza się robi... a ten kabelek to stąd wychodzi i idzie do... aha, dobra, to już wiem. A da się wejść pod tę kopułkę? Nie? Spoooko, sie pomyśli, sie zrobi... A jakby tak łapę do środka? Hmm... Wkładanie łapy zakończyło się szorowaniem łokciem po podłodze przy misce

(Wiecie, taki gest, kiedy np. na telewizorze zgromadziło się kilka włosków, nie chce się Wam lecieć od razu po ścierę, więc przecieracie przedramieniem

- klasyka w wykonaniu Kluniowym) .
Mela wstępnie olała system

Ale chyba też ma jakieś ukryte techniczne zainteresowania, bo próbowała dziś zbadać, dlaczego woda nie płynie z tego "kwiatka", który zdobi szczyt kopuły

Potem zadowoliła się miską
I hicior: baby utopiły już jeden papierek

Podejrzewam Klunię, bo reszta się tego typu zabawkami raczej nie interesuje.