Zilvana pisze: Wiem jedno: nie chciałabym być sterylizowaną kotką

A ja kocham Panią ze sklepu zoologicznego, która namawia wszystkich klientów na sterylki.Kiedyś ktoś ją zapytał, czy chciałaby być poddana takiemu zabiegowi.Powiedziała, że gdyby była kotką albo suczką, sama pobiegłaby do weterynarza
Zilvana, pierwszy raz miałaś do czynienia ze sterylką i stąd takie przeżycia, każdy przez to przechodził.Zdecydowanie gorzej jest, kiedy pojawia się ropomacicze, wtedy to jest operacja ratująca życie i różnie to bywa.Rak listwy mlecznej wymaga bardzo rozległej operacji, kotka na tymczasie u koleżanki taką przeszła.Wcześniej wyłysiała, jakieś problemy hormonalne.Teraz wraca do zdrowia, porasta futerkiem, ale brzuszek to jedna wielka rana.Zapobiegłaś takim sensacjom, Isia będzie spokojniejsza, zdrowsza, trzeba było to zrobić.
Na wątku hucianych kotów piszę o kastracjach.Różnica pomiędzy tymi ciachniętymi, a tymi, które nie zostały złapane jest kolosalna.Widać gołym okiem.Są grubiutkie, zdrowe, spokojne, nie włóczą się.Pozostałe przychodzą z uszkodzonymi oczami, poszarpanymi uszami, są chude, nie jedzą w czasie "marcowania".Biją się, a więc i zarażają, są słabsze, mają mniejsze szanse na przeżycie.
Każdy z nas czegoś się uczy, wymieniamy się doświadczeniami."Przerabiałam" chorą trzustkę, kaliciwirozę, kamienie kałowe, zatkane gruczoły okołoodbytowe, nauczyłam się obsługiwać nieobsługiwalne koty i nie panikuję, chociaż trzymam rękę na pulsie.Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam kotki bezpośrednio po sterylce w lecznicy położone na materacu do wybudzenia.Myślałam, że umrę na ten widok, sam zabieg też widziałam i już nie robi na mnie takiego wrażenia.
Zilvana, zapomnisz o tym, brzuszek Isi zarośnie, a weta odwiedzać już będziesz tylko raz na trzy lata szczepiąc kotki i już sama kupując tabletki albo spot-on na robaki.Tyle.