Dzisiejszy plan dnia w punktach (chronologii tudzież związków przyczynowo-skutkowych proszę się nie doszukiwać

):
1. Jakiś gnojek zostawił odcisk swojej szczęki na listewce moich ukochanych, wymarzonych, osobiście wymierzonych żaluzji!

Dzisiaj zauważyłam, kiedy światło i kąt otwarcia okna objawiły dramatyczną prawdę. Mogę im wybaczyć poprzegryzanie poprzednich, aluminiowych, żaluzji (listewek i sznurków), pogryzienie "korony" - listwy zamykającej szafki kuchenne od góry, kabelków komputerowych (w tym kabla łączącego kompik z aparatem) i myszki, zrzucenia aparatu fotograficznego, porysowanie obudowy nowiutkiego telewizora, nadgryzienie okładek kilku książek, zgubienie pendrive'a z bardzo ważnymi dokumentami... Ale

TYCH żaluzji NIE GRYZIEMY! Howgh!
2. Karol pazurem tylnego kopyta zrobił mi dziurę w bluzce
3. Kiedy wracam do domu, Saba stoi w przedpokoju. Z pieskiem a paszczy

Teraz leży na podłodze, na skórze z barana. Zgadnijcie, co trzyma w pysiu?

Poza tym notorycznie kradnie kocie zabawki, a te włochate pozbawia sierści/piór.
4. Remontują dach: dziś jest faza burzenia kominów (na podstawie tego, co słyszę, boję się odetkać przewody wentylacyjne...). Gruz zrzucają z góry do stojącej pod blokiem wywrotki za pomocą systemu połączonych z sobą jakby kubłów bez dna, huku przy tym, że hej! Co robią koty? I skąd wiem, w którym miejscu te kubełki wiszą? Albowiem Jurek z Klunią usiedli sobie na parapecie kuchennym i se główek nie poukręcali, śledząc, co to tam tak fajnie się rusza... Dwa okna w lewo. A ja się, głupia, bałam, że sierściuchy ze strachu powychodzą ze skóry
5. Ucieszyłam się, że Jurek tak bardzo się za mną stęsknił, kiedy byłam w sklepie, że aż przyszedł i usiadł na biurku, przed monitorem, i skupiony taki, i grucha...
Taaa... Skupiony i grucha, bo se coli do szklanki nalałam.
Booombelki som! I kostki lodu do wyłapania! Aaaale jaaaazda!
6. Nie pamiętam.