Witamy, witamy
Wczoraj mi się nie chciało pisać, więc dziś nadrabiam.
Z balkonu przez zimę zrobiła się straszna graciarnia, a że słoneczko
ładnie przyświeciło, zawołałam Limonkę i Dropsa... I poszliśmy sprzątać.
Limonuś tak skakała po fotelach że mi jeden na głowę zrzuciła ( a mały on nie był - stał na stole).
Porządki trwały kilka godzin, między czasie Limonka dostała szaleju, zaczęła wspinać
się pod sufit po siatce (gruba,sztywna metalowa) i wcisnęła się miedzy nią a małą szczelinę
pod sufitem, myślałam że zawału dostane, jakim cudem ?? Przez dwa lata nic takiego nie zrobiła!!
Zaczęłam ją wołać, miękkie nogi... a ona miauczy i się tłumaczy "no poczekaj, chwila już schodzę"
Jak zlazła to mi aż ulżyło, dokończyłam odkurzanie, Ustawiłam stolik, szafeczkę, dwa fotele, krzesło i
dwie pufki, żeby koty miały gdzie się wylegiwać jak się ociepli. Pomyłam wszystko i zabrałam się za zatykanie
luki miedzy sufitem a kratką.... Ale strach mi kocię napędziło... Zapomniałam dodać że miedzy
czasie jak wołałam Limonkę żeby zeszła, drops zaczął się wspinać za nią... Do zawału mnie doprowadzą
To alpiniści a nie koty....

Zaraz idę dopracowywać balkon na przyjęcie kociastych
