Wczoraj mieliśmy ciężki dzień z Oskarkiem.
W kołnierzu źle i siedział smutny.
Z bawełnianego kaftanika rozebrał się ...
Przyjechała wetka , przywiozła następne leki
i kazała bezwzględnie założyć kołnierz lub kaftanik,
kot nie może lizać maści, bo się przytruje.


No i w końcu wymyśliłam z moich grubych pomarańczowych rajstop obcięłam na odpowiednią długość,
zrobiłam 4 dziurki na łapki, założyłam i już tego nie dał rady zdjąć.
Z poczatku chodził do tyłu, o 16:00 załamka, bo nie chciał jeść,
jak go rozbiorę to od razu bierze się do zlizywania maści, horror...


Wystraszyłam się,że mi z głodu umrze a przy tych silnych lekach musi jeść ze względu na wątrobę.
Pojechałam do sklepu i kupiłam mu bardzo drobno tak na miazgę zmieloną surową wołowinkę.
Rozbebrałam z ciepłą wodą


No i tak od wczoraj je taką rozmemłaną wołowinkę...

Co za różnica byleby jadł.
No i noc była spokojna, ranek też, chyba wszystko powolutku wraca do normy.
Oby tak było.
Kochane dziewczyny trzymać łapki za mojego Oskarka.
Reszta koteczków normalnie, czyli nic nie złapały...

Ja też nie mam grzybka.
