» Śro lip 02, 2008 17:03
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę martwiąc się o los mojej wiadomości. W parku zaczęły pojawiać się pierwsze mamy z dziećmi, więc wycofałem się między kolorowe astry, a pies położył się tuż obok.
- Wygląda, że zbierasz się do powrotu – powiedział pies spoglądając na mój niewielki bagaż.
- Już czas – powiedziałem.
Pies trącił mnie mokrym nosem.
-Spróbuję dopilnować, żeby przeczytał – powiedział i otrzepawszy sierść z drobin piasku i trawy pobiegł przed siebie.
Ja zaś odszedłem w głąb trawnika, aby ukryty wśród pierwszych jesiennych kwiatów doczekać zmroku.
Zanim zapadł zmierzch z parkowych alejek poznikały dzieci. Jakże były różne od mieszkańców Naszego Domu – Biły się łopatkami po głowach, obrzucały piaskiem, krzyczały, wybrzydzały i na wszelkie możliwe sposoby utrudniały wypoczynek swoim matkom.
Pomyślałem, że to pewnie miasto ze swoim pośpiechem, ulicznym hałasem i Prawem, które znać muszą wszyscy tak na nie wpływa.
Zaraz tez przyszło mi do głowy, że być może kilka bajek naprawiłoby ich świat,…ale nie miałem czasu, aby zatrzymać się na dłużej, zresztą nie miałem do końca pewności, czy dzieciom nie przyszłoby do głowy złapać mnie i trzymać w pudełku po butach, lub w pustej ptasiej klatce…przynajmniej tak było w opowieściach, którymi mój starszy brat straszył mnie na dobranoc…Opowiadał mi również, że wielu ludzi uważa, iż domowy potrafi spełniać życzenia, czego jednak nigdy nie chce uczynić po dobroci, więc ludzie często próbują go do tego zmusić…
Jako mały skrzat bałem się okrutnie tych historii, a matka strofowała brata, gdy budziłem się w nocy z krzykiem…
Złociejowo było jednak miejscem najbezpieczniejszym pod słońcem…dopiero dużo później odkryłem wieś pogrążoną w mroku i ludzi, którzy jawili się jak postaci ze złych bajek…
Może to Prawo sprawia, że są tacy, jacy są, a każdy, kto nie chce być do nich podobny musi zginąć, jak kanarek, który przypadkowo ucieknie z klatki i dostanie się pomiędzy wróble…przecież – myślałem brnąc w wygrzanej słońcem trawie – i wróble i kanarki są jednakowo miłe i potrzebne…Jedne, aby budziły ludzi radosnym gwarem,, a drugie, – aby umilały cisze piosenką…
Tak myśląc doszedłem na skraj miasta. Wyszedłem na nieduże wzniesienie i usiadłem, aby odpocząć.
Spoglądałem na zapalające się w oknach domów światła i myślałem o mieszkańcach Naszego domu, którym pewnie Michasia opowiada swoje historie. Przed moimi oczyma przesunęły się twarze chłopców i malutka , tajemnicza buzia Beaty, która pojawiła się nie wiadomo skąd…
Uśmiechnąłem się na wspomnienie Wyskrobka i jego braci i spojrzałem w niebo.
Przypomniałem sobie, co mówił Bazyli i dopiero wtedy dostrzegłem dalekie światełko – malutkie, ledwie widoczne gołym okiem, ale migoczące przyzywającym blaskiem.
- Do widzenia – powiedziałem.
Nad podmiejska łąką wstawała delikatna mgła czyniąc to miejsce prawie pięknym. Z otaczających miasto ogródków płynął ostry zapach palonego zielska, a dym snuł się blisko ziemi jasnymi wstążkami. Pomyślałem o Złociejowie, gdzie na okolicznych polach dzieciarnia zapewne piekła już ziemniaki w popiołach kartofli, o kominach, z których zaczynał unosić się dym, o skrzypieniu biegunów drewnianych kołysek…
- Do domu wiodą wszystkie drogi – piosenka sama ułożyła się gdzieś w mojej głowie –
i choćby mnie bolały nogi,
W wędrówce nie ustanę swojej,
Idąc za blaskiem gwiazdy mojej,
Trafię tam, gdzie czekają na mnie…
Choć pusty mieszek, zgasła fajka,
Dalej się plecie dobra bajka,
Droga mnie w przód prowadzi sama,
Droga przyjazna, choć nieznana,
Kiedy do domu wraca skrzat
To cały mu pomaga świat…
Prześpiewałem swoją Powrotną Balladę jeszcze kilka razy, aby ją dobrze zapamiętać i powtórzyć, kiedy zasiądę wraz z rodziną nad czarką leśnego wina.
Tymczasem droga weszła w las, gdzie drzewa rzucały długie czarne cienie wprost pod moje nogi.
Na ich pniach srebrzyście połyskiwały porosty i nagle poczułem się trochę nieswojo.
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!