Nawet trochę zjadłam i w nocy też zjadłam. Duża wróciła z podwórka, dała jeść i pić
PralciaTrzy sytuacje opiszę. Pierwsza wczorajsza, wieczorna, ok. godziny 21.30. Wracając ze spaceru, poszłam do Kauflanda po coś, chciałam kupić serca, bo były. Dziś i tak by były, a musiałabym stać w dzikim tłumie. Kolejka była umiarkowana przy ladzie długiej, jak to w wielkich sklepach: od sałatek, przez sery po wędliny i mięso. Obsługiwał jeden (!) pan. I podszedł do mnie. Miły, znam go.
– Co pani chce kupić? (Struchlałam trochę).
– Serca.
– To pani będzie ostatnia, bo jestem sam, a muszę sprzątać ladę. Proszę pilnować.
– Ale jak, ja tu nie pracuję!
Podeszła chyba czwórka ludzi (sklep jest czynny do 23, więc nie ma powodu, żeby przed 22 zamykać tę ladę), mówiłam, że jestem ostatnia, ale dodawałam – proszę pytać sprzedającego. I trwały kolejne dyskusje. Poszłam w trakcie jednej awantury, już z sercami. Ten Kaufland jest straszliwie zarządzany. Współczuję gościowi, do północy nie wyrobił ze sprzątaniem.
Druga dzisiejsza:
poszłam na podwórko, trzy koty czekały, ale uciekły, bo pan kosi elektryczną kosiarką
zostawiłam jedzenie i wodę.
Trzecia też wczorajsza:
dowiedziałam się, że moja prawdziwa znajoma
nie wierzy w wirusa. Uważa, że koronawirus jest wymysłem grupki najbogatszych właścicieli świata. Zapytała, czy ktoś z moich znajomych zachorował (swoją drogą – tak, zachorowała pani z oddziału mojej pracy, jeszcze w marcu, pracujemy w innych miejscach, ale w tej samej firmie. I edytuję, bo znam kobietę, a o niej zapomniałam – przeszła covid po zimowej wycieczce do Włoch, była "przeziębiona", wtedy jeszcze nie mówiło się o covid. Teraz ma zniszczone płuca). Znajoma niewierząca w rirusa mówiła, że lekarze i szpitale dostają ogromne pieniądze za fałszowanie statystyk zgonów.
Wiem, że jest mnóstwo świrów głoszących te kretyńskie teorie (plus: „noszenie maski powoduje grzybicę płuc” i tak dalej). Ale nie wiedziałam, że znam tych ludzi naprawdę! A to jest zupełnie inne doświadczenie. Nie mogę przestać o tym myśleć
