Powiem tak: z małym kotem bym się nie bała, bo wiem, że i mój, i mały powinni się dogadać. Dorosłego się boję wziąć na DT, by go wziąć, bo miałam już kiedyś koty, które przyszły znikąd, najpierw jeden, potem drugi i się gryzły, było nieciekawie, musiałam w końcu oddać jednego, a jakoś lasu rąk do pomocy nie było... bo to był zwykły dorosły dachowiec. Od tamtej pory mam definitywny zakaz przynoszenia dorosłych zwierząt. W ogóle zwierząt, ale od 2lat udało mi się udobruchać DT dla brzdąców.
To nie mój dom, nie mam możliwości dłuższej izolacji zwierząt, więc w sumie mam jedynie pozwolenie na małe zwierzęta... w sensie na maluchy, zawsze jest wtedy pewne, że towarzystwo się dogada. Z tego powodu do mnie również trafiają też jedynie szczeniaki (zwłaszcza, że mój pies nie akceptuje wszystkich dorosłych samców, a Kurzyk też jest charakternym kotem). Myślę od paru dni, by Blusikowi DT dać, rozmawiam, namawiam, próbuję przekonać... ale własnie - moja rodzina nie chce się zgodzić na dorosłego futrzaka... A ja musze się do nich dostosować, zwłaszcza że mnie nie ma obecnie przez ponad 12h w domu (zimą dłużej, bo zawsze autobus jeździ wolniej), więc większość dnia spędzają z moją babcią lub rodzicami.
Porozmawiam. Mruczuś przypomina zaginionego Filipka mojej babci, jej ukochanego, ale nie obiecuję wiele... Bo ileż razy ja przychodziłam z dorosłym kotem/psem do domu, a ostatecznie następnego (lub tego samego) dnia musiałam odnieść go do schroniska... a kota wcisnąć gdzieś po znajomych...
Moja rodzina jest dobra i cierpliwa, ale niestety boją się dorosłych zwierząt u siebie na DT. Raz zrobili wyjątek (po tych kotach, co przyszły na stołówkę i zostały), ale to tylko dlatego, że parę dni później miała przyjechać znajoma z fundacji i psa zabrać.
Przepraszam.
Mogę na razie pomóc jedynie przy ogłaszaniu Mruczka... ale może udobrucham...