Dziękuję Wam za dobre słowa. Ja się Wam poskarżę a Wy mnie pogłaszczecie po główce, poklepiecie po ramieniu. A dla pani Anny będzie to "pod publiczkę".
Ehhh, ja już nie mam siły udowadniać, że nie jestem łosiem. Przestałam jeździć do schroniska bo po 7 latach nie miałam już na to sił. Do tego doskonale wiedziałam, że od dłuższego czasu nie daje rady pomagać tak, jak powinnam. Nie dawałam rady jeździć do schronu, robić zdjęć, oporządzać zdjęć, wrzucać na forum, pisać ogłoszeń wrzucać ich na stronę Kociarni i na kilka innych stron (na większość stron wrzucała je -Buffy-). Do tego robić bazarków i zbiórek, potem robić zakupów i pilnować rozliczeń każdego grosza, żeby nie być posądzoną o dorabianie się na schroniskowcach. Czasem nie grają mi zapisy w pliku .xls z tym co na koncie. Nie grają o jakieś grosze, złote. Wiecie ile czasu zajmuje prześledzenie konta i wpisów w excela by wyłapać jakiś czeski błąd? By znaleźć niegrające 13 groszy??? Do tego dochodziło odpisywanie na mnóstwo maili dotyczących problemów z kotami, próśb o pomoc dla kotów bo inaczej "wywalę go na ulicę". Maili o koty do adopcji w większości do niczego się nie nadające ale odpisać trzeba było. Załatwianie wizyt przed-adopcyjnych i w końcu wożenie kotów do domów.
Od grudnia 2012 rozstałam się z -Buffy-. Tym bardziej wiedziałam, że próba pomocy na tak szeroką skalę nie jest już dla mnie.
Nie chcę się tłumaczyć bo mówi się, że tłumaczą się winni. Ale tak cholernie bym chciała by zrozumiano mnie w końcu. Mam ciężką, odpowiedzialną pracę. Tak, pracuję za biurkiem przy obsłudze klienta ale jest to 8 godzin cholernie wytężonej pracy mózgu. Nie wolno mi się pomylić bo moje błędy cholernie dużo kosztują. Mnie, nie firmę, mnie osobiście. Musze być nad wyraz miła i uprzejma jakiekolwiek psy by na mnie klient nie wieszał (np. bo samolot się spóźnił bo była mgła). Nie jestem też najzdrowszą osobą, jak już kiedyś pisałam - żyję prawie w ciągłym bólu. Mam migreny na które nawet pobyt w szpitalu i kroplówki nie pomagają. Jestem po operacji kolana, ciężko mi chodzić a co dopiero kucać itp.
Od maja do sierpnia toczyłam bój o Roderyczka, walczyłam z jego rakiem. Stawałam na czubku czubka, sprowadzałam leki ze stanów, szukałam wetów po całej Polsce, kontaktów do każdego, kto mógłby Mu pomóc. Mimo to w między czasie znalazłam dom dla starusieńkiego Stasia u dr Doroty Sumińskiej i zawiozłam go tam własnym autem za Wa-wę, za własną kasę, wykorzystując do tego własnego męża, któremu mogło być to totalnie nie na rękę. Tak samo Olka.
99% fantów na bazarki kupuję za własną kasę. Ale ponoć odsprzedawanie ich na bazarku to czysty handel i powinnam mieć założoną działalność handlową. Oszukałam też Fundusz Immunologiczny. I nie wiem co jeszcze złego zrobiłam

Co mam jeszcze napisać? Z czego się wytłumaczyć by udowodnić że NIE ZARABIAM na kotach schroniskowych????
Pani Anna zarzuciła mi owe kupczenie bo brak było oficjalnych rozliczeń. Fakt, wraz z końcem oficjalnego wątku opolskiego schroniska przestałam je publikować bo po prostu nie bardzo wiedziałam gdzie. Ale za każdym razem, za każdą zbiórką pisałam, że na najmniejszą prośbę będę od razu udostępniać plik z rozliczeniami. Każdy darczyńca taką informację dostawał też na PW. Każdy darczyńca z FB dostał rozliczenie jak nie na wydarzeniu to na privie. Nikt nigdy niczego mi nie zarzucił. Do teraz. Do tego doszedł zarzut, że łatwo mi pomagać za cudze a nie za własne. Że łatwo mi dysponować i chwalić się jak ludzie mi kasę dają. Do tego już nie mam komentarza.
Tak Pani Anno, wywnętrzyłam się "na forum ścisłego kółka miau" i "pokrzywdzona z tym co robi dla kotów". Bo gdzie, jak nie tu mam się wywnętrzyć? Na FB tak jak Pani to zrobiła? Wywnętrzam się wśród przyjaciół i osób, które pomagają mi pomagać kotom z NASZEGO schroniska. Bo czuję się bardzo pokrzywdzona tym, co Pani zrobiła. Pani - osoba, która mnie zna, osoba, która brała z moich rąk koty...
Jeśli mogę się jeszcze z czegoś wytłumaczyć, komuś coś wyjaśnić proszę dać znać - zrobię to od razu.