Można powiedzieć, że toczenie wojen jednak wynika z przyjaźni

Na prawdę kamień spadł mi z serca, bo denerwowałam się bardzo.
Jeszcze jakieś 2 miesiące temu byłam zaniepokojona, bo darły straszliwe koty na dywanie czy kanapie, ale jak się okazało to była po prostu zabawa z małym elementem prób dominacji.
Muszeron jak wydoroślał stał się poważnym kocurem, który po szaleńczej zabawie lubi sobie spokojnie posiedzieć na parapecie czy drapaku a maluszek mu nie pozwala i zaczepia

Wczoraj byłam świadkiem jak Teemo chwycił przysypiającego Muszu za policzek, za pysia i ciąąąąągnął, aż Muszynie prawie oczy wyszły z orbit

Potem tylko szukałam zgubionych wąsów na dywanie.
Generalnie jest bardzo dobrze i powoli wszystko wraca do normy. Czasem starszemu puszczają nerwy i wydobywa z siebie komiczny okrzyk niezadowolenia, chyba nie znajdę na to wyrazu dźwiękonaśladowczego

Twój Lamarek Blodko jak opisujesz, w wielu kwestiach bardzo przypomina mojego Muszu jak jeszcze był mały (być może to koci standard). Tak samo miał, jak ja to nazywałam "friki" czyli najpierw gryzł po rękach czy nogach, robił jakieś dziwne wywijasy, a po chwili przychodził na mizianie i mruczenie. I tak w kółko, zmiana nastroju w ciągu 1 minuty.
U Teemcia tego nie zaobserwowałam, bo jednak trafił do domu z dorosłym kotem i w sumie wszelkie niezadowolenia czy wybuchy energii rozgrywają się między kotami

Poza tym zapomniał wół jak cielęciem, Muszu już nie pamięta jak potrafił biegać jak opętany z pokoju do pokoju i denerwuje się teraz jak maluch dostaje bzika.
A tak żbiki sobie śpią na regale
