W rozmowach z
Jopop byłam gotowa się zakładać, że dzikus, nie dzikus, Mruczek przyjdzie spać do łóżka jeszcze przed końcem zimy. Jakże się myliłam - on przyszedł, zanim zima na dobre się rozpoczęła
Co prawda, nie przyszedł na mizianki. Było to tak: gdy kąpałam się wieczorem, ułożył się na kocu na łóżku razem z Tamą. Zrobił oczy jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku i oczywiście uciekł prawie natychmiast po moim wyjściu z łazienki. Prawie robi tu tę wielką różnicę, że zdążyłam zrobić zdjęcie:

W nocy Tama na początku spała dosłownie w moich ramionach. W mieszkaniu jest zimno, uparła się, że chce pod kołdrę... Jak sie ogrzała, to przeniosła się w nogi łóżka, już na wierzchu. W pewnym momencie czuję, że na łóżko wskakuje kot. Zaraz, zaraz, przecież Tama już tam była, zatem to, co wskoczyło, to musi być... Nie wierzyłam własnym oczom, otworzyłam je więc szerzej i podniosłam głowę. Błąd, zobaczyłam tylko, jak Mruczek ucieka w podskokach.
Przewróciłam się na drugi bok, a za jakiś czas poczułam znów wskakującego na łóżko kota. Tym razem byłam mądrzejsza i udając, że śpię

czułam, jak odbywa się ugniatano-kotłowaninka, a potem jak dwa mruczące wibratory, każdy w swoim rytmie, robią mi masaż stóp

.
Niech się oswaja, niech się oswaja!
