saintpaulia pisze:Oj tak. Im szczęśliwszy kot, tym więcej mu z pysia kapi.

ewar, dobrze zauważyłaś:) adresówkę ma - jako, że raz zdarzyło jej się zgubić i wtedy jeszcze jej nie miała. mnie nie było w domu, a i reszta domowników postanowiła wyjechać w góry. nie chcieli zostawiać kota samego, więc zabrali ją ze sobą i czmychnęła z domku w lesie. dostałam później telefon od mamy i powiedziała mi co się stało, choć nie przyszło jej to łatwo, bo dobrze wiedziała jaka będzie moja reakcja na to, że jej nie upilnowali. szukali godzinami i nic, nawet nie będę opisywać tego co przyszło mi wtedy przeżyć. wsiadłam w pierwszy PKS i pojechałam. poszłam szukać, wpadłyśmy na siebie z Jameską pod domem. była tak wystraszona, że w pierwszym odruchu nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, jak mnie zobaczyła, a po kilku sekundach jak przykucnęłam to wskoczyła mi na ręce i już do końca dnia łaziła za mną jak pies. niektórzy nie rozumieją mojego stosunku do kota (dalsza rodzina), więc stwierdzili, że panikowałam nie wiadomo po co, ale jak zobaczyli ją nie odstępującą mnie na krok po tym wszystkim to byli w niezłym szoku, nie wiem, chyba myśleli, że jedynie szczekające futrzaki przywiązują się do właściciela

po powrocie do domu, pierwsze co zrobiłam to zamówiłam adresówkę. nie twierdzę, że będę z nią jeszcze wyjeżdżać, bo wolałabym nie, ale tak na wszelki wypadek.
ot, cała historia